Kronika Rodzinna

Archiwum


  • wojenne losy...

    Wczoraj, jak każdy poniedziałek mojego urlopu, spędziłam z rodzicami, by wieczorem, po Mszy pójść na zajęcia szkoły ikonopisarskiej. Tym razem do rodziców wzięłam dyktafon. Już dawno chciałam nagrać wojenne historie moich rodziców i dziadków. Czasu na razie starczyło na tatę. Mówił nieprzerwanie prawie dwie godziny (dokładnie 115 minut). A jeszcze, jak twierdził, nie powiedział wszystkiego. Potem przeglądaliśmy wspólnie stare dokumenty, listy, pisma, które się z tamtych czasów zachowały do dziś.


  • zabrali ich w ciemną noc, nie wiadomo dokąd...

    Wszyscy w domu spali spokojnie w wolnym już wszak kraju. Wtem, około północy, obudziło ich głośne walenie w drzwi. Dziadek tak jak spał w koszuli, wstał, by je otworzyć. Weszło czterech żołnierzy. Trzech radzieckich, jeden Polak. Kazali wszystkim stanąć pod ścianą w pokoju jadalnym. Stali w bezruchu, w zimnie, trzęsąc się nie wiadomo, czy bardziej z zimna, czy ze strachu.


  • słuch o nich zaginąłby...

    Na dniu skupienia dla katechetów spotykam się z moją kuzynką. Tym razem zaczęłam rozmowę o moim zainteresowaniu sprawą zesłania naszych dziadków do Donbasu. To córka najstarszego brata mojego taty – tego, który był nieobecny podczas nocnego nalotu na ich dom. Dowiedziałam, że on nie przyjechał, bo ostrzegła go starka – mama, a właściwie macocha mojego dziadka, czyli babcia mojego taty, a moja prababcia, choć nie rodzona rzec można.

Ostatnio dodane

Polecam

Bądź na bieżąco