uwielbiony w przeciwnościach
dodane 2015-04-08 14:48
Ale to się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. 1P 2,20b
Od samego początku przygotowań do świąt wszystko układało się na pozór niepomyślnie, a raczej wbrew temu, jak bywało dotąd, a skoro tak bywało zawsze, to też i takie były oczekiwania.
Zaraz po Niedzieli Palmowej mój tato wylądował w szpitalu z koniecznością natychmiastowej operacji. Na szczęście leżał w szpitalu w moim mieście, co umożliwiało odwiedziny.
Przyszłam do niego w Wielki Wtorek, siedziałam przy nieszczelnym oknie. To wystarczyło, by drugiego dnia stracić głos (to był dzień testu szóstoklasisty). Będąc w komisjach egzaminacyjnych zmuszona byłam mówić do uczniów szeptem ;)
Zastanawiałam się, w jakim stanie będzie mój tata po nocy przy takim oknie, ale Pan Bóg zadziałał. Wystąpiła pewna okoliczność, że został przeniesiony do innej sali bez czyjejkolwiek ingerencji. Ja jednak straciłam głos na całe święta, a to nie ułatwiało ich przeżywania. Chociażby niemoc, by z całej siły zaśpiewać radosne Alleluja.
Triduum miałam dokładnie zaplanowane, chciałam więcej czasu spędzić z Jezusem, ale zaległości w porządkach były zbyt wielkie, w dodatku dzielone koniecznością mojej obecności w szpitalu przy tacie, tak, że stale musiałam modyfikować moje plany.
W Wielki Piątek udało mi się wygospodarować więcej czasu rankiem na Ciemną Jutrznię, spowiedź i Drogę Krzyżową. Potem odwiedziny u taty, umycie grobu na cmentarzu, ekspresowe sprzątanie mieszkania, starczyło czasu jedynie jeszcze na wieczorne ceremonie.
W sobotę czekaliśmy na decyzję, czy tata wyjdzie ze szpitala, więc nie mogłam jak co roku wczesnym rankiem wyjechać do rodziców (tam czekał mnie cały dom do posprzątania). Przed południem było już wiadomo się, że tata wraca do domu na święta. Niewiele czasu mogłam poświęcić na Adorację przy Bożym Grobie, a i Ciemną Jutrznię przerwał mi atak kaszlu, tak silny, że musiałam wyjść i nie było szans, by tam powrócić, zresztą i tak nie wydobywałam z siebie dźwięku ;)
Święcąc już u rodziców pokarmy, kleryk, który się tym zajmował, miał na wstęp krótkie kazanie. Jakie było moje zaskoczenie, gdy jego słowa koncentrowały się na tym, że nie zawsze wszystko musi być tak, jakbyśmy chcieli, że przeciwności właściwie przeżyte, mogą stać się najlepszym przygotowaniem do świąt.
Przy Grobie Pańskim można było zabrać sobie jakiś cytat Pisma Świętego dla siebie. Przypadł mi 1P2,20b.
Co w tym wszystkim było najpiękniejsze? Że tym razem nie było we mnie buntu i niezadowolenia, że Pan Bóg dawał poczucie sensu tego czego doświadczałam, wlał pokój w serce, a przede wszystkim pozwolił na kilka chwil głębszego zrozumienia tajemnicy Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania, no i radość, że to On jest reżyserem tego wszystkiego…
Wszystko jest łaską...