ON i ja..., moje wędrowanie...
niespełnione oczekiwania i wyobrażenia...
dodane 2015-03-09 22:54
Dzisiejsze czytania chodziły mi przez cały dzień po głowie. A właściwie jedna myśl, która od razu mi się narzuciła, gdy czytana była historia Naamana. Co mnie w niej najbardziej uderzyło? Reakcja na niespełnione oczekiwania i wyobrażenia.
Dokładnie, jakbym zobaczyła siebie, gdy coś robię, albo gdy o coś proszę, a otrzymuję nie w taki sposób, jaki sobie wyobraziłam. Naaman o mało co nie zostałby uzdrowiony, bo wydawało mu się, że prorok powinien go przyjąć dostojniej, a uzdrowienie winno być bardziej spektakularne, niż zanurzenie się w rzece. To poczucie ważności i wielkości spowodowało, że miał takie, a nie inne oczekiwania.
A czyż mieszkańcy Nazaretu nie zachowali się podobnie? Oburzyli się na Jezusa, bo nie takiego Go znali, za jakiego się podawał i nie takiego Mesjasza oczekiwali. Wydawało im się, że wiedzą lepiej kim jest Jezus, niż On sam. Wyobrażenie zaś, jaki ma być Zbawiciel, nie pozwoliło im właściwie rozpoznać znaku czasu.
Te niespełnione oczekiwania zrodziły gniew zarówno u Naamana, jak i współziomków Jezusa. I we mnie pojawia się złość, gniew, gdy ktoś reaguje inaczej, niż tego oczekuję, gdy zupełnie nie rozumie mnie. Gdy nie daje mi tego, na co czekam, co chciałabym dostać i w sposób, jaki bym to pragnęła otrzymać.
Czy moje relacja z Bogiem nie jest skażona takimi sztywnymi oczekiwaniami, czy nie wytyczam Mu w ten sposób granic?