moje wędrowanie...
nawrócenie jak remont...
dodane 2013-07-24 19:22
Mieszkanie jako tako ogarnięte… Malowanie balkonu i przedpokoju zajęło mi więcej, niż się spodziewałam, czasu. Wczoraj cały dzień walczyłam z malowaniem drzwi, może kiedyś je w końcu wymienię. Jeszcze czekam na jedną wielgachną szafę, no i pozostaje do umeblowania drugi pokój, na razie nie mam do końca ugruntowanego pomysłu, więc pozostaną tam jakiś czas kartony.
Dziś przywiozłam Farosa, chodził tam i z powrotem, nie wierząc, że jest w swoim domku. Miałam niezły ubaw… Szukał swoich ulubionych szaf, na które mógłby wskoczyć, a tu nic z tego...
Takim remontem dla mojej duszy jest nawrócenie. Jest procesem ciągłym i dynamicznym. Nie może być jednorazowym aktem. Tak, jak muszę utrzymywać moje mieszkanie w porządku i czystości, by dobrze mi się w nim żyło, tak samo trzeba mi stale dbać o porządek wewnętrzny.
Są jednak takie momenty w życiu, że potrzebuję mocniejszych zabiegów w moim wnętrzu, takich na poziomie poważnego remontu. Trzeba na nowo wszystko uporządkować. Wyrzucić, co niepotrzebne, zużyte, brzydkie i zaopatrzyć się w to, co piękniejsze, bardziej funkcjonalne i pomocne w byciu lepszym człowiekiem.
Zbyt często moje nawrócenie to tylko doraźne zabiegi, takie ścieranie kurzy, a nie sięganie w głąb. Bo prawdziwe nawrócenie jest wtedy, gdy inni doświadczają tego, co dziś przeżył mój Faros. Nie poznał nowego, aczkolwiek nadal tego samego, miejsca. Rozpoznawał niektóre meble, zabawki, widok z okna, prysznic w łazience i zlewozmywak w kuchni, w których lubi bawić się wodą. Nie wiem, co tam w jego główce się działo, ale był to dość zabawny widok. Do teraz chodzi skołowany…
Nie stać mnie na taki radykalizm, jaki było mnie stać podczas tego remontu… może kiedyś do tego dojrzeję, jak dojrzałam do tego, by wywrócić mój dom do góry nogami…