ON i ja..., moje wędrowanie...
przedświąteczne krzątanie się...
dodane 2012-12-22 11:17
Próbuję dziś wyobrazić sobie Maryję, która w samotności wędrując do Elżbiety kontempluje to, czego chwilę wcześniej doświadcza. Idzie w takiej bliskości Boga, jaką mi trudno sobie wyobrazić. Te kilka dni drogi przemyśleń i obcowania z Nim wyraża w powitalnym Magnificat. Hymnie, który zawiera tak bogatą treść, a z racji osłuchania tak trudno mi go medytować i prawdziwie usłyszeć.
Potem krząta się w domu swojej krewnej, by ogarnąć nową sytuację każdej z nich. Obydwie doświadczają czegoś niezwykłego, otrzymują łaski, których są bardzo świadome. Co czują, o czym rozmawiają? Szkoda, że Ewangelia o tym nie mówi. Może w Apokryfach jest coś na ten temat?
I tak sobie myślę sama krzątając się wokół porządków i świątecznego dekorowania, w jaki sposób robiłyby to te dwie niezwykłe Niewiasty? Z całym oddaniem Bogu i zaangażowaniem wszystkich swoich możliwości i zdolności...
W tym roku z racji urlopu mając więcej czasu wykorzystałam go porządkując mieszkanie nawet w najmniejszych zakamarkach, choć przede mną dość wywrotowy remont i gruntowne sprzątanie. Chciałam jednak ten czas właściwie wykorzystać. Teraz czuję się w moim domu jasno i radośnie, choć jutro jadę do rodziców, by wraz z nimi świętować. A strojenie mieszkania i choinki po raz pierwszy z takim zapasem czasowym niosą ze sobą kolejną radość i to wszystko z powodu Maleńkiego, co przyszedł dawno temu na świat, by dać mi szczęście wieczne.
Miałam też czas, by oddać się swoistej „sztuce kulinarnej”, której efekty poniżej, a która dała mi wiele radości i przy okazji wymusiła ograniczenie czasu na bzdety ;o))
aniołeczki...
bałwanki...
misiaczki...
to miały być reniferki ;o))
gwiazdy, gwiazdeczki i inne takie...
choineczki...