moje wędrowanie..., ON i ja...
może misia na prezent?
dodane 2012-12-06 10:33
Czwartek to dzień, w którym pomalutku kończę lekturę GN. W tym dniu zazwyczaj zaopatruję się wieczorem w kolejny jego numer. Dochodząc do końca (nie, nie czytam wszystkiego "od deski do deski") zatrzymałam się dziś na artykule ks. J. Szymika.
Ujęła mnie historia z misiem niespełna rocznego Josepha Ratzingera, o której opowiada w książce: "Mój brat papież" jego straszy brat Georg
Rzecz dzieje się w miasteczku Marktl nad Innem w Bawarii. Jest grudzień 1928 roku, mały Joseph ma niespełna 20 miesięcy. Wspomina brat Georg, wówczas prawie 5-letni: "(…) ważnym miejscem w Marktl był dom towarowy Lechnera, sklep, w którym można było kupić »mydło i powidło« (…). W Adwencie wybraliśmy się tam wszyscy – moja siostra szła z prawej, ja z lewej, a mały Joseph, który nie potrafił jeszcze chodzić samodzielnie, pośrodku – aby pooglądać świątecznie przystrojoną witrynę. Pośród jodłowych gałązek, ozdób ze złotego papieru i lamety, stały zabawki, o których marzyliśmy. Najbardziej fascynował nas pluszowy miś, który, jak nam się wydawało, spoglądał na nas przyjaźnie. Odwiedzaliśmy go codziennie, niezależnie od tego, czy lał deszcz, czy sypał śnieg. Najbardziej ukochał go jednak mój brat. Tak bardzo pragnął choć raz przytulić pluszową zabawkę! Pewnego razu właścicielka sklepu (…) zaprosiła nas do środka i nie tylko spełniła marzenie malca, ale i zdradziła nam imię misia – nazywał się Teddy! Po kilku kolejnych dniach, gdy znów poszliśmy odwiedzić Teddy’ego, pluszak zniknął z wystawy. Mój brat wybuchnął płaczem. Powtarzał w kółko: – Nie ma Tedziego! Nie ma Tedziego! Próbowaliśmy go pocieszyć, ale Joseph wciąż popłakiwał, a i nam samym również nie było zbytnio do śmiechu (…). Nadeszło Boże Narodzenie, a wraz z nim czas rozdania prezentów. Gdy Joseph wszedł do odświętnie przystrojonego salonu, aż zapiszczał z radości. Obok innych prezentów dla dzieci siedział bowiem, spoglądając wesoło na swego małego przyjaciela, miś Teddy. Przyniosło go Dzieciątko Jezus." (G. Ratzinger, M. Hesemann, Znak 2012, s46-47) za GN 48/2012
Być może ta historia z dzieciństwa małego Josepha miała wpływ na wybór niedźwiedzia do swojego herbu? Ks. J. Szymik w dalszej części swojego artykułu wyjaśnia, że to legenda o Korbinianie, założycielu diecezji Freising, zadecydowała o obecności niedźwiedzia w herbie wpierw biskupim, teraz papieskim. Dlaczego? Gdy Święty Krobinian podążał do Rzymu, w Alpach zaatakował go niedźwiedź, który mu pożarł muła. Wtedy kazał niedźwiedziowi dźwigać bagaż do Rzymu. "Niedźwiedź Korbiniana stał się rzeczywiście symbolem jego drogi. To naprawdę uderzające, jaką rolę odegrało w jego życiu to zwierzę" - podsumowuje Georg.
Dziś, gdy obdarowujemy się wraz ze św. Mikołajem i ja przypomniałam sobie o swoim dawnym misiu. Nie takim miękkim, słodkim, jakie dzisiaj widuję w witrynach sklepowych. Mój był twardy, tylko uszy miał mięciutkie, zaś brzuszek i łapki wypełnione trocinami nie ułatwiały przytulania się do niego. Prałam go i czyściłam, bo od sporej ilości czasu, którą spędzał ze mną, szybko jego żółte futerko stawało się bure i szare. Dziś już nie ma ze mną mojego starego, wysłużonego misia. Z czasem przetarło się jego futerko i trociny zaczęły się wysypywać. Teraz mam nowego, słodziutkiego i mięciutkiego który rogrzewa się położony na kaloryferze, a którego ciepłem mogę i ja potem się ogrzać.... Jednak z rozrzewnieniem przeczytałam tę historię z dzieciństwa obecnego papieża, choć w moim życiu miś nie odegrał tak ważnej roli ;)