ON i ja..., Faros
jak mój kot ;o))
dodane 2012-09-22 11:41
Mój kot, jak wiecie Farosem zwany, należy do gatunków pieściochów, co to wykorzystają każdą sytuację, aby móc się pogłaskać, czy ponosić na rękach, jak małe dziecko. Gdy czytam gazetę, czy książkę wpycha się między mną a moim czytadłem, tak, że zmuszona jestem czytać na odległość i głaskać zarazem. A gdy wieczorem jestem w innym, niż on chciałby leżeć, pokoju, miauczeniem, czasem bardzo natrętnym i upierdliwym, to sygnalizuje. Jak się okazuje nie wszystkie rasy kotów są takie. Burmańskie słyną z tego, że uwielbiają przytulanie, głaskanie, całowanie, etc. Więc jeśli ktoś chciałby mieć żywą maskotkę, polecam.
Jednak jest coś dla mojego Farosa ważniejszego od pieszczot. Nawet w najbardziej rozpieszczonym momencie, wystarczy, że usłyszy za oknami gruchanie gołębi, których u nas nie brakuje, a wyskakuje z kolan jak proca, by nerwowo biegać po parapecie, coś tam pod nosem mrucząc, chyba w nucie niezadowolenia. Ponieważ to kot domowy nie ma możliwości zaspokoić swojego drapieżczego instynktu. W tym momencie nie ma ani radości zabawy z gołębiem, ani pieszczot, z których zupełnie dobrowolnie zrezygnował, a na które ja później już np. nie mam czasu.
Ze mną bywa podobnie. Choć czuję się szczęśliwa w takich lub innych sytuacjach (a tak w ogóle - także), czasem, a powiedziałabym nawet często, nie zauważam tego, co daje mi radość, poczucie pełni, zadowolenia. Rzucam się w pragnienia dla mnie nieosiągalne, zakryte i niedostępne. Zaczynam smutnieć, pochmurnieć, bo tak bardzo skupiam się na tym, czego nie mam, zamiast korzystać i czerpać z tego, co mam na wyciągnięcie ręki… Jak łatwo wtedy zacząć być nieszczęśliwym...
Bo szczęście zagląda do mnie każdego dnia, w promyku słońca, deszczu, który także lubię, w taktach piosenki radośnie odśpiewanej przez dzieciaki, uśmiechu, życzliwości, koncercie i rozbawieniu do łez, w smakołyku, który jest w zasięgu mojej ręki, w skutecznym przełamywaniu własnego lenia, udanym zakupie, serdecznej rozmowie.
Muszę częściej za to Bogu dziękować, bo wtedy dopiero dostrzegę obdarowanie, to ON dał mi. A to, czego nie mam, bo póki co, nie jest mi przeznaczone - niekoniecznie musi mnie uszczęśliwić, to jedynie moje egoistyczne zapatrzenie w siebie. ON widzi inaczej. Muszę tylko szerzej otworzyć oczy na to, co ja mam, a nie na to, co mają inni...
a Farosik teraz smacznie śpi..