ON i ja..., pamiętam...
Boże natchnienie?
dodane 2012-07-14 10:59
Nie wiem, dlaczego wsiadając w samochód zdecydowałam się pojechać właśnie tam na Mszę św. Wczoraj wpłynęła na to nietypowa godzina Mszy, która była dla mnie najbardziej wygodna. Ale dziś? Wprawdzie przebiegła mi przez głowę myśl, że może spotkam tam kogoś, do kogo muszę zadzwonić, ale tak naprawdę nie umiem wyjaśnić, dlaczego tam pojechałam. Koleżanki nie spotkałam. Jednak wchodząc do kościoła zauważyłam klepsydrę, na którą nie zwróciłam uwagi wczoraj.
Stanęłam jak wryta. Nie dowierzałam, przeczytałam kilka razy. Wszystko się zgadza. Mama ucznia który był w mojej klasie. Właśnie ukończył naszą szkołę. Chorowała i to bardzo. Zakażona żółtaczką typu C, zmagała się z chorobą. Była już po transplantacji wątroby, którą organizm na nowo zniszczył, bo nie można było zastosować naświetlań z powodu wody w organizmie. Czekała na kolejnego dawcę.
We wrześniu tego roku nie przyszła na zebranie, dlatego poszłam do niej do domu. Wyglądała bardzo źle, nogi były zbyt opuchnięte by wychodzić z domu. Na domiar niedawno mąż ją z dwójką synów zostawił. Opiekował się nadal synami, kiedy szła do szpitala, ale w swojej chorobie pozostała sama. Zbyt mało ją znałam, by porozmawiać o tym, że dzieci nie są ochrzczone, by porozmawiać o sakramentach, Bogu. Chłopcy nie byli ochrzczeni, ale w religii brali udział. Jakiś czas temu spytałam chłopca, czy się modli za mamę. Coś tam powiedziałam, że bycie nieochrzczonym nie przeszkadza w tym, by się modlił. Zapytałam też, czy chciałby być kiedyś ochrzczony. Nie otrzymałam odpowiedzi.
Może kiedyś Bóg wskaże mi, że to zaniedbałam. Jednak nie chciałam wchodzić w życie tej rodziny z buciorami. Na to, by o tych sprawach rozmawiać potrzeba było czasu. A tego zabrakło – zbyt mało o to zabiegałam? Możliwe… ale nie czas na wyrzuty sumienia…
Nie przyszła na ostatnie zebranie, choć jej syn w tym roku miał jedno z lepszych swoich świadectw, o czym chciałam jej powiedzieć. Nie przyszła, a ja nie zadzwoniłam. W wirze spraw, które miałam do załatwienia zupełnie mi to umknęło. Chłopak był zbyt zamknięty, by o tym rozmawiać. Musiałam z niego wyciągać informacje, gdy chciałam się czegoś dowiedzieć. Tym razem nie zapytałam, dlaczego na zebraniu nie było mamy…
Nie wrócę czasu, nie zmienię siebie. Tak trudno odróżnić wścibstwo od troski. Nie chcąc być wścibską, być może coś zaniedbałam…
Teraz jedyne, co mogę zrobić to modlić się o jej szczęście wieczne i o chrzest dla chłopaków. Może chodząc na religię coś w nich drgnie? Choć nie wiem, czy Kuba teraz będzie chodził na nią w gimnazjum.
Gdy wychodziłam z kościoła, klepsydry już nie było… Teraz już wiem, dlaczego Pan Bóg natchnął mnie, bym tam na Mszę pojechała…