szkolne zamyślenia, moje wędrowanie...
perełki pośród ugoru...
dodane 2012-06-26 21:25
Czas goni. A ja pędzę, by zdążyć, by oddać na czas jakieś sprawozdania, wydrukować świadectwa, wypisać dyplomy i podziękowania, uzupełnić zaległości w dzienniku. Odhaczam kolejne sprawy i z każdą czynnością, która mi odpada widzę, że już coraz bliżej końca. Dziś jeszcze porządki w szafkach w klasie, powyrzucałam co niepotrzebne. Jutro dyskoteka pożegnalna, w czwartek uroczystość z okazji ukończenia szkoły i grill na farze, a potem już tylko rozdanie świadectw i innych dokumentów, które trzeba włożyć do teczek.
Wczoraj podminowali mnie niektórzy uczniowie tak, że zastanawiałam się, czy nie za wysoko oceniłam ich zachowanie. Jednak dzisiejszy dzień był jednym z tych, co dodają skrzydeł i wiary, że ta praca ma sens. S. zbuntowany wczoraj, uparty i złośliwy – podszedł i przeprosił panią z matematyki, choć do tej pory nie miał takiego zwyczaju. Wczorajsza rozmowa i spokojne tłumaczenie poskutkowało – widać potrzebował czasu i tego, by dojrzeć do własnej decyzji.
Zaś inna klasa, tym razem piąta, której obwieściłam, że to nasza ostatnia lekcja, bo w przyszłym roku będzie uczył ich ktoś inny, okazała mi tyle życzliwości i wypowiedziała tyle serdecznych słów, a w niektórych oczkach w czasie śpiewania piosenek, pojawiły się łezki. Większość z dzieciaków po lekcji podeszło, by uściskać się na pożegnanie. To było naprawdę miłe, zwłaszcza, że dość często musiałam w tej klasie podnosić głos. Widać, że to także konieczne w procesie wychowania, choć ja się z tym źle czuję. Jeszcze daleko mi do ideału świętych wychowawców.
To rzadkie sytuacje, ale to one pokazują, że to, co robię ma sens…
Panie, za moją dzisiejszą radość i dobry dzień, za spotkanych ludzi i za wszystkich moich uczniów - dziękuję...