szkolne zamyślenia, ON i ja..., moje wędrowanie...
przyjąć bez skargi?
dodane 2012-03-29 22:25
Gdybym straciła głos na zawsze, czy umiałabym się z tym pogodzić?
Od trzech dni jestem już w pracy. Wróciłam do niej po miesięcznej przerwie. Zdecydowałam się pójść z moją siną twarzą, która wzbudza zainteresowanie dzieciaków. To ciekawe doświadczenie, zwłaszcza, gdy dzieci z zatroskaniem zwracają mi uwagę, że się pobrudziłam (ilość fluidu i korektora na twarzy nieco umniejsza efekt, choć nie niweluje go do końca). Muszę dementować, że nikt mnie nie pobił, ani że to żaden wypadek, jedynie efekt uboczny zabiegu chirurgicznego. Nie zauważyłam, by ktoś się z tego powodu wyśmiewał, raczej dostrzegam pełne wyrozumiałości spojrzenia ;o))
Te kilka dni lekcji i próby z klasą przed jutrzejszym Świętem Szkoły wystarczyły jednak, by powrócił bezgłos. Pomyślałam – nie dosyć, że sina, to jeszcze z charczącym głosem. Jest nieźle – jednym słowem. Tylko czemu to ma służyć? Mojej pokorze? Kiedyś były to moje czułe punkty. Dokładnie te dwa. Jednak nie czuję (poza jakąś niemocą), dyskomfortu psychicznego.
Podczas dzisiejszej Mszy św. jednak kołatała mi w głowie myśl, a co jeśli Pan Bóg zabierze mi głos? I nie będę mogła robić tego, co lubię? Jeśli mój głos byłby przeszkodą w drodze do Niego, to przecież może się tak zdarzyć. Nie poczułam niepokoju, może dlatego, że jeszcze nie czuję takiego zagrożenia. Ale gdyby tak się stało, czy byłabym gotowa to przyjąć bez skargi i pretensji?
W poniedziałek wizyta u foniatry, może dowiem się czegoś konkretniejszego….