ON i ja..., moje wędrowanie...

upomnienie braterskie...

dodane 19:57

no to teraz to, co chciałam napisać w poprzednim wpisie

Dość sporo mam problemów z tym upominaniem, zwłaszcza jako nauczyciel. Zatracam granicę, kiedy kogoś wychowuję, a kiedy zwracam tylko życzliwą uwagę. Niejako kilka godzin dziennie ciągle kogoś upominam i istnieje niebezpieczeństwo przeniesienia tego w osobiste relacje.

Mam za sobą doświadczenie, gdy takie upomnienie obracało się przeciwko mnie, nawet za cenę zerwania relacji. Gdy jednak spojrzę na to po czasie, jestem przekonana, że odniosło skutek, choć sporą cenę przyszło mi za to zapłacić. Jednak wiem, że jeszcze nie potrafię zwracać uwagi z miłością i pewno nigdy tego nie będę umiała. Czy to znaczy, że powinnam zaniechać upominania, czy raczej zaryzykować?

Ja także mam problem przyjąć i zaakceptować to, co mówią mi inni, jednak nie obrażam się na nich. Chyba, że odczuwam w tym celowość i chęć zranienia, wtedy jest mi z tym trudniej, bo oprócz ewentualnej prawdy dochodzi myśl o tym, że ktoś mnie bardzo nie lubi.

Te myśli zrodziły się przy czytaniu wywiadu W cztery oczy Wywiadu z Jordanem Śliwińskim, który przeprowadził M. Jakimowicz.

Zacytuję tu fragmenty, które mi się spodobały...

"Upomnienie to nie manifestacja siły. Najważniejszą kwestią jest to, że chcę pomóc drugiemu człowiekowi. Dlatego muszę wybrać formę upomnienia w zależności od tego, kim jest człowiek, którego upominam. Jednemu potrzebna jest polopiryna duchowa, innemu mocniejsze lekarstwo. Niektórym, jak Dawidowi, wystarczy opowiedzieć bajkę o owieczkach, innym trzeba ukręcić bicz. (...)

To naprawdę takie trudne?
– Szalenie trudne. Zwłaszcza jeśli upominasz kogoś bliskiego, kogoś, kogo kochasz. Bo ryzykujesz wówczas relację. Musisz przyjąć, że możesz zostać odrzucony, że zostaną zanegowane twoja dobra wola i szczere intencje. Wszyscy się tego boimy. (...)

Mamy pokusę, by być drugim Panem Bogiem. Chcemy być wszystkowiedzący. Jeśli mamy kogoś upomnieć, proponuję: zróbmy sobie wcześniej rachunek sumienia. To stawia do pionu. Nie upominamy jako lepsi, upominamy ze względu na miłość. (...)

Jedną z najtrudniejszych rzeczy jest powiedzenie prawdy i okazanie przy tym miłosierdzia. Jak nie zaniedbać tego, co ewangeliczne, a jednocześnie nie machać Biblią jak gilotyną: ciach, ciach i polecą głowy. (...)

Wszystkie upomnienia przyjmowałem dopiero po pewnym czasie. Pierwsza reakcja była obronna: to nieprawda. Dlaczego ten facet chce mi dowalić i mnie upokorzyć?
– Ale przecież w taki sam sposób odbieramy słowo Boże! Przecież ja, przygotowując homilie, często czuję się przez nie oskarżany. Tymczasem, masz rację, w doświadczeniu religijnym szukamy dziś jakiegoś przytulenia, jakiejś tabletki znieczulającej. Tyle dostajemy od życia w tyłek, więc przynajmniej w Kościele chcemy się poczuć świetnie, ciepło i komfortowo. (...)
"

No właśnie, rekolekcji parafialnych nie przeżyłam, jak wczorajszej konferencji ks wizytatora. Dlaczego? Bo nie dały mi "kopa", jak ta konferencja. Kiedy słucham kaznodzieję i widzę siebie, swoje błędy, coś, co źle robię, kiedy jego słowa zmuszają mnie do refleksji nad sobą, gdy myślę, że to ja tak niewłaściwie postępuję, albo coś zaniedbuję - wtedy on swoim przekazem do mnie dociera....

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 15.11.2024

Ostatnio dodane