szkolne zamyślenia
moje szczęście...
dodane 2011-10-14 10:10
Jeżeli jesteś szczęśliwy, możesz uszczęśliwiać również innych.
Szczęśliwy może widzieć wokół siebie tylko szczęśliwych.
(Ludwig Feuerbach)
Ksiądz na dzisiejszej Mszy dla nauczycieli, w ramach życzeń, wspomniał o szczęściu (to chyba była parafraza jakiegoś chińskiego przysłowia). To jednak uświadomiło mi, że moja praca z dziećmi, choć czasem naprawdę wyczerpująca, czasem wydawać by się mogło, że bezsensowna, nie pozbawiona upokorzeń i braku wdzięczności, z nasilającą się postawą roszczeniową zarówno dzieci, jak i rodziców, jest moim szczęściem.
Bo przecież każdy uśmiech, każde „ale pani dziś ładnie wygląda”, podniesiona ręka do góry, by móc coś na lekcji przeczytać, odpowiedzieć na pytania, każda rozmowa na przerwach i po lekcjach, przytulenie, pochwalenie się dobrą oceną, jest moją radością. I pewno po latach w ich główkach zatrze się pamięć o nauczycielach, to jednak coś w nich z tych lat pozostaje, choć nie zawsze jest uświadomione. Przecież i we mnie sporo po moich nauczycielach pozostało i ukształtowało pewne postawy. Choć w głównej mierze to rodzice mają na to wpływ, to jednak, kiedy oni zawodzą, zwiększa się rola nauczyciela. A niestety, mamy coraz więcej rodzin dysfunkcyjnych.
Jako mała dziewczynka marzyłam o aktorstwie i Pan Bóg spełnił moje dziecięce marzenia, choć nieco inaczej. Czy nauczyciel nie jest w jakimś stopniu i aktorem? Muszę się uśmiechnąć, kiedy mi nie do śmiechu, nie okazać złości, gdy ją na kogoś mam, ukryć moje troski i smutki, by nie być ponurakiem, nie okazać rozczarowania, by nie urazić delikatnej wrażliwości dziecka, nie ujawnić rozdrażnienia, jakie jakaś klasa we mnie wyzwala, etc.
I myślę, że jestem w tym, co robię niezmiernie szczęśliwa, a to przekłada się na wszystkie dziedziny mojego życia…