ON i ja..., pamiętam...
pamiętam ten dzień...
dodane 2011-04-02 10:40
Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Uczestniczyłam wówczas w kursie przewodników beskidzkich. W ramach zajęć mieliśmy tego dnia wycieczkę po skansenie. Wraz z koleżanką uznałyśmy, że skoro ten obiekt znamy, jak własną kieszeń, to trzeba by się z jego zwiedzania urwać. Co też uczyniłyśmy. Pojechałyśmy do knajpki na kawę i dobre lody, to już nie był Wielki Post, więc nie miałyśmy żadnych skrupułów ;o)) Pamiętam, że wpadł tam też na kawę M. Jakimowicz z żoną. Jakoś mi ten fakt utkwił w pamięci. Popołudniu wróciłam do domu i zajęłam się sobotnimi obowiązkami... To był wtedy dla mnie bardzo trudny czas, byłam na lekach przeciwdepresyjnych. Pisałam już tu o tym kiedyś...
Kiedy rozmawiałam wieczorem przez telefon z koleżanką, zaczęły bić dzwony. Domyśliłyśmy się, dlaczego. W chwilę po tym, spotkałyśmy się w kaplicy, by dołączyć do modlitwy. Pamiętam również moje zaskoczenie twarzami ludzi, których tam wówczas zobaczyłam. Pośród nich byli tacy, którzy gdzieś w jakimś momencie mojego życia, czy też pracy, się pojawili, ale od dawna już w kościele ich nie widywałam. Sąsiedzi, znajomi, którzy z Panem Bogiem chyba byli na bakier.
I dziś zastanawiam się, co we mnie, co w sercach tych, którzy tam wtedy żarliwie się modlili, z tych dni, z tego doświadczenia wiary, pozostało?
Kupiłam dziś GN (od jakiegoś czasu go nie kupuję), by mieć płytkę DVD z wizytami JP II. Czy starczy mi sił, by do tych wydarzeń kiedyś powrócić, by na nowo sięgnąć do tych słów, atmosfery, by znów poczuć bliskość Boga i to,
że życie ma sens,
że przemijanie ma sens,
że śmierć ma sen...