ON i ja...
rozmowa...
dodane 2011-01-30 09:42
Tak się złożyło, że na wczorajsze spotkanie musiałam pojechać sama. Dawno nie miałam okazji porozmawiać tak sam na sam. SMS, który dotarł do mnie podczas picia kawy i jedzenia imieninowych pyszności, spowodował, że zaczęłam mówić na nurtujący mnie od dawna problem.
To Boży człowiek, wiele mówił o swojej pracy z dziećmi, ministrantami, swojej pracy kapłańskiej, o rekolekcjach, o Ognisku Świętej Rodziny, w które się angażuje. Poczułam się tak, jakbym sama w tym uczestniczyła, tak jak kiedyś. Usłyszałam propozycję, by coś znów razem zrobić, by pomóc napisać Jasełka. Odmówiłam, ale jeszcze muszę to przemyśleć. Hmmm… przecież to może mnie Pan Bóg o to prosić. Nie mam pewności.
I tak sobie dziś myślę, że ten internetowy świat za bardzo wprowadził mnie w jakieś iluzoryczne relacje, wydumane na podstawie domniemań, nierozeznanych emocji, jakichś wyobrażeń bez realnych odniesień. Za bardzo wlazłam w te rozgrywki, kto lepszy, mądrzejszy i ma patent na prawdę. I jestem przekonana, co do tego, że relacje zawiązywane drogą netową są obarczone niewłaściwą emocjonalnością. Co zresztą rzeczywistość, którą obserwuję, potwierdza. Ale o tym może kiedy indziej…
Moje rozterki znalazły potwierdzenie. Chyba dobrze, że czasem ktoś na pewne sprawy popatrzy z zewnątrz. To wnosi uspokojenie, że postrzegam je właściwie, dlatego mają prawo budzić we mnie takie, a nie inne emocje.
I jeszcze jedna ważna myśl z wczorajszej rozmowy. Jeśli w życiu przestaję opierać się na Bogu, to znaczy, że coś dzieje się niedobrego. Nawet jeśli dużo rozmawiam (piszę) o Nim, może się okazać, że nie robię tego dla Niego. To łatwa i tania forma religijności. Pójście na Mszę, Adorację, czytanie Pisma św., modlitwa w ukryciu, są o wiele trudniejsze. Chyba warto się temu lepiej przyjrzeć…