ON i ja...
pofilmowa refleksja
dodane 2010-12-19 20:09
Wybrałam się dziś do kina, pomimo iż planowałam nieco napisać i nie żałuję tego. Zainspirowana Majki recenzją filmu "Bella", pojechałam i ja. Na sali kinowej było nas około 30, nawet był jeden mój uczeń z mamą i bratem... a sukienka? Nie powiem, rzeczywiście ładna ;o))
Różne są losy, każdego z nas. W różnych rodzinach wychowywaliśmy się, jak i różne mamy doświadczenia życiowe. Może ktoś mieć szczęśliwe dzieciństwo, wspaniałą rodzinę, świetnie zapowiadającą się karierę, a wystarczy jeden wypadek, jedno nieszczęście, które przemieni całe jego życie.
Ktoś inny może doświadczyć niełatwego dzieciństwa, braku miłości i troski. Popada w tarapaty, bo szuka ciepła i szczęścia. A potem zaczyna popełniać kolejne błędy. Lecz wystarczy, że Bóg sprawia, iż tych dwoje tak różnych ludzi się spotyka, by życie potoczyło się zupełnie inaczej.
Jeśli przynajmniej dla jednego z nich życie znaczy bardzo wiele (choć to zapewne skutek życiowych doświadczeń), a i Pan Bóg jest dla Niego ważny, zaczynają się wzajemnie ubogacać, wspierać. I wtedy błąd, nieodwracalny błąd, który o mało co nie zostałby popełniony, a który zrujnowałby życie tej i tak już poranionej osobie, nie zostaje popełniony. Choć do tego też potrzeba pewnego otwarcia i zaufania do drugiego człowieka.
Dopiero po latach jednak możliwe będzie zrozumienie…
Ale tak właśnie jest w życiu. Coraz więcej we mnie ufności, że „wszystko jest łaską”, naprawdę wszystko… choć zrozumienie być może dopiero po latach będzie możliwe. A może dopiero w wieczności? Akceptacja tej prawdy naprawdę przynosi ulgę i wewnętrzny spokój.