ON i ja...
zatrzymać się nad zachwytem...
dodane 2010-11-13 13:57
Wobec doświadczenia Bożego prowadzenia w ostatnim czasie, w najmniejszych prozaicznych sprawach, moich decyzjach, pozostaje mi tylko zamilknąć w zachwycie.
Dziś miałam zupełnie inne plany. Po wczorajszym netowym odkryciu po prostu jakoś umknął mi zapał. Myślałam, że zmarnuję dzisiejszy dzień. Ale Pan Bóg zadziałał inaczej.
Od samego rana wszystko potoczyło się wedle nagłych olśnień, odkrywczych myśli i nie wiedzieć skąd pewności, że tak mam postępować. Nie wstałam na poranną Mszę, co raczej w soboty się nie zdarza zbyt często. Wybrałam się do SCC, czego praktycznie bez wcześniejszego planowania nie robię. Tam przypomniało mi się, że tacie miałam w Saturnie załatwić fakturę. Dziwnym trafem miałam ze sobą potrzebny paragon. Idąc do empik’u prosiłam usilnie, by była tam książka, którą wczoraj ktoś mi zareklamował. Zależało mi na niej bardzo. Była, a przy okazji kupiłam jeszcze inną. :D Dokupiłam jakiś ciuch w C&A, spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że zdążę jeszcze na Mszę fatimską w sąsiedniej parafii. Tam przyszedł spokój i pewność, że On wie, co robi…
A teraz zdążę przed wieczornym spotkaniem z przyjaciółmi, zrealizować moje wcześniejsze domowe plany.
Jeśli Pan Bóg od dłuższego już czasu reaguje na moje kaprysy, to jak MU nie ufać? Nabywam pewności, że jest ze mną i zależy MU na mnie. Skoro pomaga w małych rzeczach, wydaje się nieważnych (kupno książki, czy wolne miejsce na zatłoczonym parkingu), to jak MU nie ufać, że nie pomaga w wielkich. Zwłaszcza wtedy, gdy nie dostaję czegoś, na czym bardzo mi zależy, nawet jeśli to w moim przekonaniu coś bardzo ważnego. ON wie lepiej, wie, że czasem to, o co proszę może mi zaszkodzić... I chyba chce mnie o tym przekonać.
Za naukę posłuszeństwa TWOJEJ woli i za te wszystkie miłe niespodzianki, za pewność TWOJEJ w tym wszystkim obecności – dzięki, Panie!