ON i ja...
(nie)porozumienie...
dodane 2010-10-27 16:24
Są w życiu takie sytuacje, gdy nie potrafimy się z kimś porozumieć. Różne mogą być tego przyczyny. Jedna z nich, niestety, leży w nas samych, w naszych uprzedzeniach, negatywnym nastawieniu, jakimś wewnętrznym pragnieniu odwetu, zemsty, odgryzienia się na kimś za doznaną w naszym mniemaniu krzywdę. Bywa iż te same słowa, tyle, że pisane (mówione) przez dwóch różnych ludzi, wobec których mamy skrajne nastawienie, będziemy sprzecznie interpretować, co zauważam czasem w komentowaniu różnych blogowych wpisów, postów, rozważań, etc. Komentarz jest uzależniony od tego, kto jest autorem komentowanego tekstu, a nie wyłącznie od treści (jasne – nie zawsze).
W zależności od tego, kto do nas wypowiada słowa, a nie to, co mówi, reagujemy: bądź uwielbieniem i zachwytem, bądź oburzeniem i złością. Takie samo zdanie wypowiedziane (napisane) przez kogoś, kogo lubię mogę interpretować zupełnie przeciwnie niż wtedy, gdy jego autorem jest ktoś kogo nie lubię. Bywa, że nie uświadamiamy sobie, iż kogoś nie lubimy, bo wydaje się nam to takie niechrześcijańskie. Przecież jako chrześcijanin powinnam lubić wszystkich. Myślę, że uświadomienie sobie różnego sposobu odczytywania czyjegoś przekazu jest pewnym wskaźnikiem, czy kogoś lubię, czy nie. Trzeba mieć odwagę przyznać się przed sobą, że kogoś nie lubimy – to bardzo pomaga.
Krzywdzącym jest również, gdy kierując się subiektywizmem próbujemy odczytać dodatkowe treści jakie autor mógł mieć na myśli, czyli adekwatnie: czy chciał mi pokazać, że jestem dla niego ważna i czy do mnie kieruje swoje słowa, czy też usiłował mi nimi dowalić. Często ani jedno, ani drugie, ale my już zdążymy się rozemocjonować i nastawić. Trudno potem z tego wyjść.
Gdzie tkwi problem? Nie potrafimy stanąć ponad naszymi zranieniami, które też często są tylko naszym subiektywnym odczuciem. Może też nie chcemy się wysilić, by zrozumieć, uwierzyć w czyjąś przemianę, życzliwość. Szukamy potwierdzenia, że ten ktoś nas nie lubi (oczywiście nie to, czy my nie lubimy!). Udowadniamy sobie, że nie wart jest naszego zachodu. Czasem rzeczywiście tak jest, że nie warto podtrzymywać czyjejś znajomości, bo nam szkodzi, ale to temat na inne rozważanie.
Co robić w takich sytuacjach? Dziś już wiem, że to czas pokazuje jaka jest prawda i nie należy spieszyć się, by ją udowadniać. Nie zmienię nastawienia na siebie innych, jak i ja nie zmienię go w sobie samej w jednej chwili, może to zrobić wyłącznie czas (no i Pan Bóg)… Próba rozwiązania może tylko obrócić się przeciwko mnie. A i ja nie powinnam do końca ufać swoim uczuciom, które często są efektem moich doświadczeń, niestety, najczęściej postrzeganych subiektywnie.
Za każde nieuświadomione przeze mnie zranienie i skrzywdzenie kogoś, przepraszam Cię Panie.