ON i ja..., szkolne zamyślenia
belferskie "narzekanie"...
dodane 2010-09-14 20:38
Na początku roku szkolnego trzeba się uporać ze stertą papierkowej roboty. Z dziennikiem w końcu się uporałam. No jak zwykle jakaś nowość. Na listę trzeba było wpisać drugie imię dziecka. Przepisy zmieniają się ciągle i co roku trzeba na nowo pisać to, co już zostało napisane, bo coś inaczej musi być nazwane, umieszczone w innej rubryce. Czasem drobna korekta wymaga przepisywania całego programu. Ubolewam nad marnotrawstwem papieru, no i mojego czasu. Zwłaszcza, że mam problemy, by się za to zabrać.
Na zebrania z Rodzicami zawsze idę z obawą i niepewnością. Bo wokół coraz więcej postawy roszczeniowej i pretensjonalności. Choć mam szczęście i takie doświadczenia na razie w klasach wychowawczych mnie ominęły, nie ominęły mnie jednak ze strony rodziców innych klas. A wczorajsze spotkanie przebiegło w dość sympatycznej atmosferze. Kilkoro rodziców w mojej klasie to byli moi uczniowie i wychowankowie (dwóch tatusiów było w mojej pierwszej klasie wychowawczej i z obydwoma były nie lada problemy). A ja paplałam wczoraj przez 40 minut jak trajkotka. To samą mnie czasem zadziwia. Pan Bóg daje różne dary i chyba wielu z nich jeszcze nie rozpoznałam, (na podyplomówce za przemówienie parlamentarzysty dostałam ocenę bardzo dobrą), może ja minęłam się z powołaniem? ;)
Panie Jezu, czy ja przypadkiem nie zaczynam narzekać? A chyba jednak nie mam na co…