ON i ja...
wakacyjny poranek...
dodane 2010-07-29 11:23
Zaczęłam dzisiejszy dzień dość wcześnie (jak na wakacje ;) ) – wizytą u lekarza o siódmej rano, który tym razem potwierdził diagnozę i podjął ostre leczenie. Ale nie to stało się dziś punktem wyjścia do moich rozmyślań. Usłyszałam przy tej okazji miły komplement, a potem, gdy tankowałam paliwo na stacji benzynowej, płacąc rachunek, wysypały mi się na podłogę drobne pieniążki z portfela. Nie żebym była taka bogata, ale było ich sporo. Niby nic takiego, zdarza się, ale pan stojący za mną, okazał się niesamowicie uczynny i pozbierał wszystko, co się rozsypało, bo moje palce dziś odmówiły mi posłuszeństwa. Uczynił to z taką życzliwością, że zrobiło mi się po raz wtóry miło.
Pomyślałam sobie, wracając do domu, jak piękny byłby świat, gdyby było w nas tyle życzliwości, otwartości. Gdybyśmy nie byli tacy zazdrośni, gnuśni, zaborczy i roszczeniowi. Tak, ale to znaczyłoby, że żyjemy już w niebie. Choć pewno na ziemi, przy odrobinie dobrej woli, jest to także możliwe.
A tak z drugiej strony, gdyby wszystko układało się po mojej myśli, a wszyscy okazywaliby życzliwość i troskę, serdeczność i dobrą wolę, wtedy nie zobaczyłabym swoich słabości. Bo one najlepiej wychodzą ze mnie wówczas, gdy czegoś doświadczam nie po swojej myśli. Gdy ktoś sprawia mi przykrość i rani mnie. Ale też wtedy, gdy coś dzieje się wbrew moim oczekiwaniom i pragnieniom, które przecież najczęściej wypływają z mojego egoizmu. I wtedy zdarza się, że sama siebie ranię, choć w pierwszej chwili tego nie zauważam.
Tak, Pan Bóg potrafi wyprowadzić dobro i korzyść dla mnie z każdego zła, zarówno tego uczynionego przeze mnie, jak i tego doświadczanego od innych. To oczywiście nie może tego zła usprawiedliwiać i znaczyć, że go akceptuję.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
PS Mój Farosik ma dziś roczek, a to w przeliczeniu na człowieka tak, jakby miał lat 13. Kończyłby podstawówkę. No tak, teraz już rozumiem, to przecież „najgłupszy” wiek… ;)