ON i ja...
po długich wahaniach...
dodane 2010-06-24 13:25
Do tego tekstu dotarłam już dość dawno, długo wahałam się, czy go tu zamieszczać, dziś podjęłam decyzję, że wkleję obszerne fragmenty tejże publikacji... TUTAJ jest całość ten tekst oddaje, w dość dużej mierze, moje patrzenie na ten problem...
Kapłan powinien zatem kochać kobietę będącą w Kościele, jak każdego innego chrześcijanina, jednak ta postawa powinna być świadomie kształtowana. Kobieta natomiast nie powinna traktować kapłana jak każdego innego tzw. „wolnego” mężczyznę, co wyraża się m. in. w sposobie zwracania się do kapłana przez używanie zaimka osobowego „ty”. Kapłan, który świadomie zgadza się na taki rodzaj relacji, krzywdzi kobietę, Kościół (dla którego jest kapłanem) i siebie.
Interesujące byłyby badania eksperymentalne w tym względzie. Wydaje się jednak, że dla tej konkretnej kobiety on nie jest już duszpasterzem, ale kolejnym znajomym, stąd też ta kobieta może mieć trudności np. w przyjmowaniu sakramentu pojednania u tego księdza. Mogą się wręcz rodzić pragnienia właściwe małżonkom.
Jeżeli kapłan jest per „ty”, wówczas zaciera się różnica między człowiekiem wolnym, a poślubionym Bogu. Kapłan jest nośnikiem sacrum i nie może o tym zapominać w żadnej sytuacji swojego życia, prywatnego czy publicznego. Relacja dotyczy wzajemnego oddziaływania na siebie osób. Żadne nasze czyny, słowa czy gesty nie pozostają bez wpływu na drugą osobę, dlatego jeżeli kobieta ma opory przed przystąpieniem do sakramentu Bożego Miłosierdzia u konkretnego księdza, to znaczy, że kapłan popełnił jakiś błąd w kształtowaniu wzajemnej relacji. Jeżeli natomiast kapłan ma jakieś opory przed spowiadaniem kobiety, to wówczas rodzi się wątpliwość czy jego postawa pasterska jest dojrzałą i odpowiednio ukształtowaną. Należy bowiem pamiętać, że kapłan jest sługą dla wszystkich, a nie dla wybranych. Im człowiek częściej korzysta z sakramentu pojednania, tym bardziej jego sumienie staje się wrażliwe na najmniejsze nawet grzechy. Z tej racji kapłan nie powinien ograniczać nikomu kontaktu z Jezusem miłosiernym.
Pojawia się tu problem, czy w związku z tym jest możliwa przyjaźń między kapłanem i kobietą. Według ks. Józefa Pastuszki „przyjaźń jest wzajemną życzliwością, opartą na obopólnej komunikatywności. Prawdziwa przyjaźń jest możliwa między dwiema osobami, które dążą do wspólnoty myśli i uczuć, odczuwają potrzebą duchowego obcowania, pragną mieć te same poglądy i zajmują podobną postawę życiową”.
Przyjaźń jest zatem bardzo wymagająca, jest obustronna i wyraża się we wzajemnym zaufaniu, szczerości, przebywaniu ze sobą, wzajemnym dzieleniu się tym, co radosne i trudne. W tej perspektywie należy stwierdzić, że przyjaźń między kobietą a kapłanem jest możliwa, choć wymaga pewnej dojrzałości, jak było to w przypadku św. Klary i św. Franciszka oraz wielu innych.
Miłość, zwana popularnie platoniczną, zdarza się w relacjach kapłan (ewentualnie kleryk) — nastolatka czy kobieta „dojrzała” (chodzi tutaj o wiek, a nie dojrzałość w sensie psychicznym). Taki układ wprowadza wiele chaosu w życie kapłana i kobiety, co niekiedy może przerodzić się w obopólne zaangażowanie i kończyć odejściem od kapłaństwa. Zaangażowanie uczuciowe młodej dziewczyny w kapłanie czy kleryku, może spowodować w przyszłości problem ze znalezieniem sobie męża.
Powstaje w tym miejscu jeszcze jedno pytanie, czy można mówić o miłości między kapłanem a kobietą w ścisłym tego słowa znaczeniu. Miłość zakłada wolność, całkowite oddanie się (dar z siebie), a to zostaje w punkcie wyjścia wykluczone, ponieważ kapłan jest osobą, która złożyła dar z siebie. Kapłan jest osobą poświęconą Bogu nie tylko duchowo czy fizycznie. On jest poświęcony cały, dlatego należy mówić raczej o pożądaniu, o emocjonalnym zaangażowaniu, jakie może się zrodzić, a nie o miłości.
Miłość jest pojęciem szerszym. Należy pamiętać o różnicy, jaka zachodzi między miłością pasterską a miłością małżeńską. Bóg nie daje nigdy dwóch powołań jednocześnie jednej osobie. Powołanie małżonków jest innym niż powołanie kapłańskie. Rzeczywiście może pojawić się problem słusznego odczytania powołania w indywidualnym wymiarze, ale pewien błąd, nieumiejętność czy niedojrzałość, nie mogą przekreślać czy zmieniać istoty kapłaństwa, małżeństwa czy miłości, wprowadzając zamieszanie pojęciowe. Taki stan nieuporządkowania jest wygodny dla tych, którzy wprowadzili bałagan we własne życie. Teraz nie widząc możliwości wyjścia z kłopotliwej dla nich sytuacji, chcą ustawić się w wygodnej pozycji i próbą racjonalizacji uspokoić własne sumienie.
Zaistniałą trudną sytuację wygodniej jest tłumaczyć „miłością”, gdyż wobec takiego argumentu, rodzi się współczucie dla „wielkiej, wspaniałej miłości”, której dwoje ludzi nie może zrealizować. W tej sytuacji pomijany jest osobowy Bóg, nikt bowiem nie definiuje pojęcia „miłość”, pod którym rozumie się pożądanie, a nie to, co jest istotą miłości — mianowicie dar z siebie, który zawsze kosztuje.
Kapłan to człowiek, który rezygnuje z miłości małżeńskiej, ale nie może zrezygnować z miłości do drugiego człowieka, co więcej — ta miłość może przyjmować wielorakie oblicza. Miłość kapłana ma być przede wszystkim miłością pasterską, która ogarnia wszystkich wiernych i prowadzi ich do Chrystusa. Toteż miłości chrześcijańskiej nigdy nie wolno sprowadzić tylko do sfery uczuć, gdyż miłość jest pojęciem znacznie szerszym — jest rzeczywistością Osobową.
Kandydat do kapłaństwa powinien charakteryzować się pewną dojrzałością uczuciową, a w związku z tym również roztropnością i czujnością wobec własnego ciała. Charyzmat celibatu nie narusza ludzkiej natury, ale decyzja podjęcia takiego życia pociąga za sobą konkretne wymagania. Od kapłana oczekuje się bowiem między innymi „[...] okazywania szacunku i czci w międzyosobowych relacjach z mężczyznami i kobietami (por. PDV 44). „Jesteśmy istotami płciowymi. Nie łudźmy się, pewne napięcie seksualne zawsze jakby wisi w powietrzu, gdy kobieta i mężczyzna są razem. Często sobie tego faktu nie uświadamiamy, ale tak jest. Jesteśmy przecież zawsze obecni ciałem”. Kobieta i kapłan, gdy są razem muszą być tego świadomi. W takim klimacie nie trudno o rozbudzenie uczuć u drugiej osoby i sprowadzenia relacji kapłan–kobieta do sfery cielesnego pożądania, czy to w sferze wyobraźni i pragnień, czy w sferze cielesnych kontaktów.
Dostrzegamy tu jeszcze jedną bardzo ważną zależność. Problem rodzących się uczuć u kapłana (czy kobiety) nie jest problemem najważniejszym. Pewne uczucia być muszą, ale pozostaje otwartym pytanie, co z tymi uczuciami zrobi kapłan, a co z nimi zrobi kobieta? Jeżeli uczucia zaangażowania emocjonalnego zrodzą się u kapłana (czy kobiety) nie powinny być wyznawane drugiej osobie. Wyznanie powoduje bowiem automatyczne zaangażowanie drugiej osoby w zaistniałą sytuację, a tym samym zmuszenie jej do ustosunkowania się do tych uczuć. Jeżeli uczucia są silne, należałoby zerwać kontakty czasowo lub na stałe z daną osobą, aby nie stwarzać kłopotliwych sytuacji, czy wręcz nie zniszczyć powołania własnego i drugiej osoby.
Problemem dużo ważniejszym jest jednak miejsce, jakie w tej relacji zajmuje Jezus Chrystus, wiara w Niego oraz uczucia do Niego. Jeżeli ta relacja, która dla kapłana powinna być podstawą wszystkich relacji, jest dojrzała, obawa, że relacja z kobietą będzie nieuporządkowana jest niewielka (pozostaje jednak zawsze czynnik wolnej woli człowieka).
Zarówno kapłan jak i kobieta, wrażliwi na drugiego człowieka, podejmując wspólne dzieła duszpasterskie mogą sobie wzajemnie pomagać we wzbogacaniu swojej osobowości przez to, co jest w nich najlepsze. Bóg bowiem przewidział w Kościele zadania dla obydwojga, dla ich komplementarności.
Pewna bliskość we wzajemnych kontaktach, dotyk, objęcia, przytulenia itp., które są charakterystyczne dla więzi przyjacielskich, mogą pojawić się w relacjach kapłan–kobieta. Należy jednak pamiętać o zależnościach psychofizycznych i pewnej roztropności w tym względzie. Kapłan obejmujący na ulicy kobietę, nawet jeśli jest to siostra, jest postrzegany jako ten, który łamie celibat, co wywołuje publiczne zgorszenie. Św. Paweł powie: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść” (1 Kor 6,12). Kapłani powinni przyjąć postawę Chrystusa wobec kobiet, szanować ich osobową godność i wartość. Kobiety natomiast we wzajemnych kontaktach muszą widzieć w kapłanie najpierw osobę poświęconą Bogu, a potem mężczyznę, nie odwrotnie. Oboje są zobowiązani do uszanowania swoich uczuć i swoich wyborów życiowych.
„Człowiek jest tym bardziej sobą, jest tym bardziej dojrzały, im głębiej potrafi partycypować w życiu drugiego człowieka”. Oznacza to, że kapłan jest odpowiedzialny za kobietę, a kobieta za kapłana we wzajemnych relacjach, ale nie tylko. Człowiek jest istotą społeczną. Kiedy zaś mówimy o relacjach we wspólnocie Kościoła, to należy podkreślić, że oboje są odpowiedzialni za Kościół, czyli za innych wiernych, ale też za samych siebie, za swoje życie, które Bóg w nich złożył.
Kardynał Stefan Wyszyński powiedział: „Człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w nich budzi”. Dotyczy to zarówno kobiety, jak i kapłana. Nie można bowiem odpowiedzialności rozumieć tylko w kategoriach konsekwencji osobistych, jakie wynikają z podjęcia lub zaniechania działania. Odpowiedzialność dotyczy zawsze drugiej osoby i grupy ludzi. Człowiek jest odpowiedzialny „za” kogoś i „przed” kimś, dlatego nowy człowiek (homo novus), świadomy wzajemnych odniesień, nie może beztrosko czy lekceważąco zachowywać się, czy wręcz wystawiać się na ośmieszenie. Chrześcijanin to człowiek zobowiązany do odpowiedzialności, którą sam reprezentuje i której nie boi się wymagać od innych.
Kobieta, która zakocha się w kapłanie czy kapłan w kobiecie, muszą być świadomi wzajemnej odpowiedzialności. Nie można bowiem prywatnych interesów, ambicji czy próżnych planów stawiać ponad Kościół, ponad Chrystusa. Gdzie jest manipulacja tam nie ma odpowiedzialności. Nie można żadnego człowieka traktować przedmiotowo ze względu na godność, jaką w sobie nosi, jak również ze względu na uczucia, jakie przeżywa. Nie można „zabawić się” kosztem drugiego człowieka.
Jest wielkim darem dla kapłana, gdy obok niego jest kobieta pełna wiary, nadziei i miłości, która dyskretnie potrafi mu służyć i usunąć się, aby nie przesłonić sobą Chrystusa. Kobieta w życiu kapłana powinna być zwiastunką Zmartwychwstałego (por. Mt 28,5–8). Chrystus powołał kobiety do swojego Kościoła i wyznaczył im konkretne zadania. Wyznacznikiem ich dojrzałości jest umiejętność otwartego podjęcia tych zadań.
Jan Paweł II zwraca uwagę, aby we współczesnym świecie przywrócić kobiecie należny jej szacunek i miejsce w społeczeństwie (por. FC 23). Jest to istotne zadanie również dla kapłanów, aby bez żadnej frustracji przedstawiali godność osobową kobiety i piękno jej powołania, które może być tak różnorodnie realizowane, głównie jednak jako służba w duchu miłości.
„Zarówno termin «służba» jak również termin «dialog» czerpią swą treść z Chrystusa”. Toteż kapłan, który zatraca Chrystusa w swoim życiu, także wówczas, kiedy centrum jego życia stanowi człowiek (zwłaszcza kobieta), system lub ideologia, a nie Chrystus, wówczas zaczyna służyć bożkom, a nie Bogu Ucieleśnionemu w Jezusie Chrystusie.