ON i ja...
na kończące się pomału adwentowe czuwanie...
dodane 2009-12-20 13:27
Z wdzięcznością zapalam dziś czwartą świecę na adwentowym wieńcu, że pomimo przeciwności i spraw, które zazwyczaj wkurzają i nie są po mojej myśli, niezrealizowanych postanowień, niepewności, ON daje mi przeżywać ten czas z dziecięcą radością i wewnętrznym pokojem… nie mam wątpliwości, że to JEGO sprawka ;)
Ojciec Augustyn Pelanowski w GN 51/09:
"Okazuje się, że to nie my mamy nieposkromioną potrzebę spotkania się z Jezusem, ale On z nami! To nie Elżbieta biegnie do Miriam, by w uścisku wyczuć ruchy płodu Mesjasza, ale odwrotnie. Jezus motywuje Mamę do tego, by biegła. Nie może doczekać się spotkania z drugim człowiekiem."
"On pragnie dotrzeć do człowieka zagubionego w gęstwinie grzechów. I komu tak naprawdę zależy na spotkaniu? Nam czy Bogu? Kto tu kogo wygląda? Kto przeżywa Adwent?"
"My czekamy na Mesjasza? Nie wygłupiajmy się. Czekamy na choinkę, wigilię, prezenty, „magię świąt”, a nie na Mesjasza. To On nie może doczekać się spotkania! Przecież większość z nas modli się gorąco: Boże, żeby tylko Twoje królestwo nie przyszło!"
"Dzisiejsza Ewangelia pokazuje, kto naprawdę przeżywa Adwent. Jezus biegnie, mimo że nie potrafi jeszcze zrobić kroku. On naprawdę tęskni – my pobożnie udajemy. Na szczęście w Talmudzie jest napisane, że gdy czynimy zło, to Bóg mruży oczy, by jak najmniej zobaczyć, a gdy czynimy najmniejszy sprawiedliwy czyn, to robi taaaakie oczy (śmiech). Otwiera je bardzo szeroko. Pomniejsza grzechy, a wydobywa z nas dobro."
Teraz rozumiem, dlaczego pozwolił mi się dotknąć… nawet bez II czytania ;) . „Dotknąć BOGA” - dla mnie to pełna pokoju i radości pewność JEGO obecności - prezent na kończący się Adwent…?