ON i ja...

jak się ma real do wirtuala?

dodane 12:52

Od dłuższego już czasu obserwuję i coraz bardziej utwierdzam się, że relacje nawiązywane w necie nijak się mają do reala. Niedawno moja koleżanka uświadomiła mi dlaczego.

W realu człowiek poznaje się według właściwej kolejności – poznajemy się, rozeznajemy swoje reakcje, zainteresowania, upodobania i podejmujemy decyzję, czy się otworzyć przed kimś, czy nie. W necie bardzo często znajomość zaczyna się od końca, czyli nadmiernego otwarcia się wobec drugiego człowieka, przy jednoczesnym braku rozeznania kim jest. A przekaz początkowo nieco anonimowy powoduje, że to otwarcie jest bardzo wielkie, takie, jakiego nie byłoby w realu. To troszkę komplikuje. Dlaczego? Bo emocjonalnie wchodzimy bardzo mocno w kogoś, w kogo być może, nie weszlibyśmy w ten sposób, zachowując właściwą kolejność zawierania znajomości, w kogoś, kogo tak naprawdę nie znamy.

Powoduje to całą sferę zaburzeń emocjonalnych w tym kontakcie. Wchodzę w wyobrażenie kogoś. I nawet późniejsze doświadczenie tego człowieka w realu nie jest w stanie zmienić mojego wyobrażenia o nim. Czyli utrzymuję iluzoryczne kontakty… to może prowadzić do zakłamania. Możemy nie chcieć uznać, że ta osoba jest inna, ale możemy również tego nie zauważać, bo wpatrujemy się w iluzoryczny obraz kogoś. A nasze otwarcie się wobec niego powoduje nawet pewnego rodzaju uzależnienie od tej osoby – takie, że nie umiem bez niej żyć. Nawet, gdy już utrzymuję kontakty głównie w realu. To nie jest problemem tylko samotnych osób... No i zakładam, że mogą być wyjątki ;)

(fragment skasowany - temat przeniesiony na kiedyś, na inną notkę, chyba był trochę nie na ten temat ;) )

Zauważam również, że w necie jesteśmy odważniejsi niż w realu. To też pewnego rodzaju komplikacja. Bo konfrontując to z rzeczywistością, okazuje się, że wielu słów, których używamy w necie nie mielibyśmy odwagi powiedzieć komuś w twarz.

Próbuję przeanalizować moją „rozmowę” na blogu jotki. To fakt, że pewnych emocji nawet pisząc nie jesteśmy w stanie ukryć. Dotyczy to obydwóch stron. I być może coś tam ze mnie wyszło, co zostało zauważone, a z czym ja się nie utożsamiam, co może wynikać z nieznajomości do końca siebie, z jakiegoś wewnętrznego zakłamania.

Hmmm… gdyby te same sformułowania padały w realnej rozmowie, jestem przekonana, że zostałyby odczytane zupełnie inaczej niż w formie pisanej. Wielu słów nie użyłybyśmy w normalnej rozmowie. Gdzie jesteśmy bardziej autentyczne? W necie pozwalamy, by wyszło, co jest w nas – to fakt. I poprzez to jesteśmy bardziej autentyczni, ale odbiór drugiej strony nie jest autentyczny. Dlaczego? Bo nie widzimy np. wyrazu twarzy rozmówcy. Bo tworzymy sobie własne teorie na podstawie subiektywnego odbioru treści. W spotkaniu, te same słowa brzmiałyby inaczej lub też wielu z nich nie użylibyśmy.

Od kilku lat miotam się w tych moich netowych odczuwaniach hipokryzji i nieszczerości. To niestety niesie konfrontacja poznania w necie z poznaniem w realu. I całkiem możliwe, że i ja jestem w ten sam sposób postrzegana, choć oczywiście się z tym nie utożsamiam ;) A hipokryzja tylko bardziej z nas w tym wirtualnym świecie wychodzi? Bo tam często reagujemy prawdziwie?

Choć to, czy mówić prawdę, czy raczej zamilknąć, trzeba właściwie rozeznać. Nie zawsze jest dobrze ‘otwierać komuś oczy’, o czym już pisałam wcześniej. W necie przychodzi nam to o wiele łatwiej, dlatego bardziej się w tej komunikacji możemy ranić, jesteśmy odważniejsi :(

I zgadzam się z Tobą…, że nie ma chyba czegoś takiego jak duszpasterstwo internetowe. Można wskazać, pokierować, ale nie duszpaterzować. Właśnie z tego powodu, że ten świat, na pozór prawdziwy, niesie ze sobą całe mnóstwo iluzorycznych relacji, opartych na silnych emocjach, ale niekoniecznie prawdziwych… co zapewne jest trudne do rozeznania...

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 15.11.2024

Ostatnio dodane