ON i ja...

odkładana lektura...

dodane 19:41

Pod koniec Wielkiego Postu zaczęłam ją czytać. Potem utknęłam na rozdziale ‘Archanioł’. Kilka razy, od tego czasu, próbowałam zaczynać, coś mi stało na przeszkodzie, zazwyczaj lenistwo ;)   Wczoraj w końcu przełamałam się, no i dotarłam do fragmentu, który tu zacytuję:

„Chodzi o odkrycie prawdy o tym, że nasz los jest smutny. Prawda o naszym życiu jest smutna. Jesteśmy chorzy, grzeszni, w najlepszym wypadku religijna perfekcja przykrywa to wszystko powierzchownym płaszczem. Próbujemy uciec od tego przerażającego odkrycia, albo mocniej dystansujemy się od siebie i od rzeczywistości, ponieważ każda relacja z drugim człowiekiem demaskuje nasz śmiertelny smutek. Owszem, czynimy wszystko, żeby uciec od smutnej prawdy o nas samych, uśmierzając i odurzając siebie grzechami lub powierzchownym humorem albo fałszywą perfekcyjną wiernością. (… )

Nie uda ci się niczym i nikim zasłonić smutnej i nędznej prawdy o twoim życiu. Chrześcijanie – wcale niemała ich liczba – używają jedynie ‘kosmetyków pobożności’ po to, by uciec przed odkryciem zasmucającej prawdy o swojej nędznej sytuacji. Głosząc rekolekcje dla zaawansowanych grup modlitewnych zauważyłem, jak wielu ludzi używa religii i modlitwy po to, by uciec od prawdy, a nie po to, by ją odkryć. Spełniając różne wymagania religijne, pozorując praktyki ascetyczne, lub mnożąc modlitewne ćwiczenia, oszukują w ten sposób samych siebie. Religia może się przyczynić do śmierci wiary. (… )

Możemy podjąć tę wędrówkę, której celem jest docieranie do siebie samego, jako bezwarunkowe przyjęcie całej historii naszego życia. Mam tu na myśli akceptację tego wszystkiego, co się wydarzyło w życiu i zgodę na sposób, w jaki przeżywaliśmy każde wydarzenie w przeszłości. Nie ma miłości do siebie ten, kto nie zgadza się z pewnymi zaistniałymi wydarzeniami i kto nie może sobie wybaczyć błędów i niedoskonałości w przeżywaniu tych wydarzeń. Docieranie do siebie to życie z otwartymi bramami pamięci i nie lękanie się żadnych wspomnień. Jest to możliwe, ale trzeba wierzyć, że za tym wszystkim, co dotąd przeżywaliśmy był obecny Bóg. Ostatecznie, docieranie do siebie jest to odkrywanie w naszym życiu źródeł obecności Ducha Świętego.”

(Augustyn Pelanowski, Umieranie ożywiające..., Wrocław 2005, s.131,137)

Te słowa O. Augustyna jakoś oddają moje myśli, które towarzyszą mi od kilku lat. Oddają wewnętrzną intuicję na sprawy mojej religijności i prawdy o sobie.

Uznać swoją grzeszność, zobaczyć prawdę o sobie, która wcale nie jest wesoła. Przeżywana jednak z Bogiem, z wiarą w Jego miłość, może przynieść uwolnienie od lęku i niepokoju. Największą dla mnie trudnością jest chyba uwierzyć, że ON taką właśnie mnie kocha. Ciągle we mnie zbyt dużo chęci zasługiwania na tę miłość. Stąd wynika większość moich praktyk religijnych. Nie są wyrazem miłości, a jedynie formą zapłaty, by nie rzec przekupstwa (jakby to było rzeczywiście możliwe). Nie wypływają z pragnienia przebywania z NIM, a są raczej oszukiwaniem siebie, że nie jest ze mną tak źle i że wobec NIEGO jestem w porządku. To taki sposób uspokajania siebie, że kocham BOGA i jestem dla NIEGO w stanie wiele zrobić. To po prostu okłamywanie siebie. Po co? By nie dotykać prawdy...

Chyba jednak nie o to chodzi w tym ziemskim życiu. Jakoś wewnętrznie to czuję. Tak, chyba mogę powiedzieć, że to myślenie zawdzięczam duchowości RRN, który na razie, ze względu na zaistniałą w nim sytuację, sobie odpuściłam.

Ale jak to zostało napisane w książce: „Nie ma miłości do siebie ten, kto nie zgadza się z pewnymi zaistniałymi wydarzeniami i kto nie może sobie wybaczyć błędów i niedoskonałości w przeżywaniu tych wydarzeń. Docieranie do siebie to życie z otwartymi bramami pamięci i nie lękanie się żadnych wspomnień.” - chodzi o to, by pokochać siebie z całym bagażem swoich słabości, niedociągnięć, grzechów, niedoskonałości, z całością własnych przeżyć, zwłaszcza tych, które mają pozory nieudanych, czy też totalnych porażek.

Może dlatego od jakiegoś czasu BÓG obdarzył mnie pokojem? Może jego źródłem jest akceptacja tego wszystko, co się wydarzyło i tego, co ON mi daje, nawet jeśli to wbrew mojej woli?

Ostatnio doświadczam, że zgoda na coś, co nie jest po mojej myśli, a prawdopodobnie jest JEGO wolą, daje poczucie uwolnienia. I jestem wdzięczna człowiekowi, który, może nawet nieświadomie, pomógł mi to odkryć  ;) a na pewno wpłynął na pewne decyzje...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że tych kilka pozostałych rozdziałów uda mi się już bez problemów przeczytać... i zacząć Apokryfy, które już od dłuższego czasu kurzą się na moim stoliku, no a potem jeszcze jedna fajna książka ;)

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 15.11.2024

Ostatnio dodane