Pokazanie się Jezusa w chwale nieba najbliższym uczniom przekonuje mnie o tym, że w niebie jest cudownie. Świadczy o tym reakcja Apostołów, którzy chcąc przedłużyć ten stan, zaproponowali postawienie namiotów. Nie wiem, jak przeżywa się szczęście w niebie, ale myślę, że czasem doświadczam jego namiastek…
Bóg jest obecny w moim życiu w różny sposób. Na obecność Boga w Eucharystii szczególnie ukierunkowana była dzisiejsza Liturgia Słowa. Manna, którą spożywali Izraelici była Jej zapowiedzią. Kiedyś podczas homilii usłyszałam, że manna miała taką właściwość, że mimo iż każdy jadł to samo, odczuwał smak tego, czego oczekiwał i na co miał w danym momencie smak. To porównanie bardzo mi się spodobało w kontekście tego, co człowiek otrzymuje w Eucharystii. Choć każdy przyjmuje tego samego Jezusa, to jednak obdarowywany jest inaczej.
Wsłuchując się w losy Jeremiasza, zwłaszcza dziś, gdy zostaje skazany na śmierć za to, że głosząc miłość Boga kierował się przede wszystkim dobrem człowieka, jestem zbudowana jego wiarą, a zwłaszcza posłuszeństwem i ufnością. Księga tegoż proroka była dla mnie zawsze bardzo trudna, choć już wcześniej słyszałam (czytałam) o jej kunszcie i wyborności. Czytając ją jakiś czas temu nie doznałam takich odczuć, a wręcz przeciwnie. Byłam nią bardzo zmęczona, zwłaszcza wielością gróźb i karania Bożego.
Są takie chwile w życiu, w których dane mi jest na chwilę zatrzymać się, pobyć z Bogiem, wtulić się w Niego i poczuć, że jest. Wtedy nieważnym staje się odrzucenie, brak czyjejś akceptacji, mimo, że nie znika ból. A poczucie samotności, niezrozumienia na chwilę blednieje. I choć nadal wyciska łzy, czuję, że ON je ociera i tuli mnie mówiąc: „miłuję Cię, jesteś dla mnie ważna, jesteś moją [...]
Kiedy pojawia się konkretna intencja, łatwiej podjąć się umartwień. Trudniej (przynajmniej w moim przypadku) umartwiać się ze względu na samego Boga. To pokazuje, że Bóg z jednej strony bliski, o czym świadczy poświęcony MU czas, ofiara, z drugiej może być tak naprawdę odległy. Bo słowa, to, co Jemu, czy też o NIM się mówi, niekoniecznie odzwierciedla prawdziwość relacji z NIM.
zbyt dużo myśli, zajęć, chcę zdążyć zrobić to, co obiecałam - jestem zbyt zmęczona, by o tym dziś napisać, może innym razem... dlatego wrzucam kolejny tekst Tomasza Żółtko, niestety w necie niewiele jest jego utworów do posłuchania - to nieco zubaża przekaz, no cóż, trzeba się zadowolić tylko tekstem... z płyty "Wspólne myśli"...
Podczas dzisiejszego dnia moje myśli toczyły się jeszcze wokół planowania. Pamiętam, że gdy ktoś mnie do tego zobligował byłam negatywnie nastawiona i dziś już wiem dlaczego. Poczucie, że udało się przeżyć dzień zgodnie z tym, co się zaplanowało, może w człowieku budzić pychę doskonałości. Bo zbyt mała wdzięczność wobec Boga sprawia, że z trudnością uznaje się tenże „sukces” za Jego zasługę. A z tą wdzięcznością bywa często tak, jak ze sztandarem. Łatwo go zrobić, napisać, zdeklarować się, trudniej z jego realizacją. Niekoniecznie to, co na ustach, czy w pisanych słowach odzwierciedla nasze serce, nasze wnętrze.