Lubię wracać do domu, choć wypakowywanie walizek i pranie rzeczy nie należą do moich ulubionych zajęć ;o)) Stęskniony kot, którego już przywiozłam do domu, nie odstępuje mnie na krok. A ja cieszę się powrotem i tym, czego w ostatnim czasie doświadczyłam. Choć jeszcze musiałam się zdystansowań nieco do maili, które w międzyczasie do mnie dotarły i sprowadziły mnie na ziemię. Smutne, gdy traktuje się człowieka jak powietrze. Wyjazd, oderwanie się od codzienności, wypoczynek pomógł mi jednak zdystansować się do tego i przypomnieć, że tak właściwie jeśli ktoś nie szanuje mnie, jako człowieka to jednak nie mój, a jego problem... dlatego dziękuję Bogu za to, że mi to przypomniał i pomógł się tym nie przejąć...
Wczorajsza wizyta w Dubrowniku zajęła nam cały dzień. Mieliśmy jednak sporo czasu, by Stare Miasto pozwiedzać. Biuro stanęło na wysokości zadania - bo dopasowało program wycieczki tak, byśmy zdążyli na Mszę, sami zresztą znaleźli ją w tym prawosławnym kraju, jakim jest Czarnogóra. To spowodowało, że trzeba było jeszcze zahaczyć o inne miasto, które pozostali zwiedzali. A my z wyciągniętymi jęzorami spóźnieni 7 minut dotarliśmy na niedzielną Mszę św. Trwało kazanie, więc byliśmy jeszcze na 20 minutowej Mszy. Tu nie ma organistów, choć wierni (nieliczni) aktywnie włączają się w liturgię. No i dość trudno znaleźć kościoły katolickie.
dzisiaj podróż stateczkiem wzdłuż pobliskiego wybrzeża... jutro wcześnie rano wyjazd do Dubrownika, nawet nasza rezydentka starała się, by umożliwić nam Mszę św. W Czarnogórze kościołów katolickich jest niewiele, a jak już są to Msza tylko jedna. Ważne, że mamy obiecane, że taka Msza po drodze będzie możliwa, a jeśli nie, znalazłam w necie numer telefonu do polskiego księdza, który odprawia Mszę o 19tej i to w miejscu przez które będziemy przejeżdżać...
Lubię pływać odkąd się nauczyłam poruszać w wodzie, sprawia mi to ogromną przyjemność, najpewniej czuję się w basenie, z oporami pływam w morzu lub jeziorze, zwłaszcza, gdy nie sięgam dnia. Dzisiejszy dzień jednak przyniósł mi nowe wrażenia...
podróżowanie coraz bardziej mnie wciąga, różnorodność krajobrazu, klimatu zadziwiająca, dzikość gór i nieodkryte ich bogactwo, teraz czas poplażować i zabrązowić nieco skórę...
Wreszcie znalazłam chwilę, by coś tu skrobnąć. Chciałam każdego dnia zamieścić jedno zdjęcie, ale intensywność zajęć i zmęczenie sprawiło, że nie dałam rady. Nadrabiam zaległości z małym poślizgiem i pozdrawiam serdecznie...
Dziś, choć nieco poirytowałam się podczas prób akademii i to niekoniecznie z powodu dzieciaków, był pełen dobrych przeżyć... Cieszę się, że ostatnie dni, które dają uczniom więcej swobody pokazują, że tak naprawdę ta klasa była zżyta. Jasne, że nie w 100%, ale w znacznej większości. Dyskoteka też pokazała, że potrafią się bawić a i frekwencja dopisała. I znów nachodzą mnie myśli, szkoda, że nie są w szkole do ósmej klasy... ale to już temat na inną notkę ;o))
Czas goni. A ja pędzę, by zdążyć, by oddać na czas jakieś sprawozdania, wydrukować świadectwa, wypisać dyplomy i podziękowania, uzupełnić zaległości w dzienniku. Odhaczam kolejne sprawy i z każdą czynnością, która mi odpada widzę, że już coraz bliżej końca. Dziś jeszcze porządki w szafkach w klasie, powyrzucałam co niepotrzebne. Jutro dyskoteka pożegnalna, w czwartek uroczystość z okazji ukończenia szkoły i grill na farze, a potem już tylko rozdanie świadectw i innych dokumentów, które trzeba włożyć do teczek.
Strona Przyjaciele Jezusa zamieściła te słowa i zdjęcie. Wklejam je tu, bo mi się spodobały...
Dziś zamiast Kromki Słowa Bożego, która się nie wyświetla i nie da się jej tu wrzucić - kilka niedzielnych zamyśleń... Podczas dzisiejszej Mszy uświadomiłam sobie, że nie potrzeba powodzenia i udanego życia, można mieć mnóstwo roboty i wiele niedokończonych spraw, a jednak być szczęśliwym. To Jego obecność w moim życiu sprawia, że nawet okazany mi brak szacunku, poniżenie, upokorzenie, wyśmianie, olanie, czy milczenie, które powinny mnie boleć i bolą, jestem w stanie przyjąć. Dlaczego? Bo wiem, że ON jest tuż przy mnie i sobie z tym wszystkim poradzi. Ja nawet nie muszę tego rozumieć. To tak, jak z ziarnem, które sobie w ziemi rośnie bez mojego udziału.I uświadomienie sobie tego właśnie dziś wzbudziło we mnie radość. Dlatego, gdy wróciłam do domu z zapałem zabrałam się do moich "robótek ręcznych", które zresztą bardzo lubię, bo mnie uspokajają i twórczo rozwijają…