Wczoraj, wiedząc, że mogę wstać później i pójść wieczorem na Mszę św. z trudem wygrzebałam się z łóżka i ledwo co zdążyłam do szkoły. Kiedy przejeżdżałam skrzyżowanie, stały tam trzy, dość poważnie stłuczone, samochody. Pomyślałam, że być może Pan Bóg mnie uchronił, wykorzystując moje nie najlepsze samopoczucie? Dobry początek intensywnego dzionka - przemknęło mi przez myśl...
włączyłam w niedzielę telewizor, właśnie trwał program "Między ziemią a niebem", jakiś ksiądz powiedział, mniej więcej coś takiego:
Poproszono mnie bym pojechała jako opiekun na wycieczkę w góry, miałam też przydzieloną funkcję przewodnika po szlaku. Do 1000 m n.p.m. może być nim każdy nauczyciel powyżej już przewodnik. Dobrze czuję się w tej roli, ja naprawdę lubię chodzić po górach, zwłaszcza, gdy nie jestem odpowiedzialna za całą wycieczkę. A ponieważ mam przechodzonych parę klasycznych szlaków Beskidów, zrobiłam to z wielką przyjemnością. Zrezygnowałam nawet z krótkiego dnia pracy w szkole (4 lekcje) na rzecz prawie dwunastogodzinnej eskapady (a za to nie ma nadgodzin). I choć jestem padnięta, mam w sobie taką wewnętrzną górską radość.
Wybrałam się dziś, bo co niektórym na tym zależało, na koncert młodzieżowego chóru kameralnego. Część śpiewających zaczynało w dziecięcej scholi, nad którą sprawowałam kiedyś pieczę. Byłam zachwycona ich profesjonalizmem. Patrzyłam na nich, a moje serce radowało się. To budujące, że są jeszcze dziś młodzi ludzie, którzy chcą śpiewać na chwałę Bogu i robią to z taką pasją. Cieszyło mnie, gdy każdy z nich po występie podszedł i witając rzucał się na szyję. Wspominaliśmy dawne dzieje. Mało mam ostatnio takich doświadczeń.
Kromka Słowa Bożego 2012 - Niedziela Zesłania Ducha Świętego
Wycieczka można rzec – udana. Wróciliśmy cali i zdrowi, zrealizowaliśmy wszystkie punkty programu, no i z autobusem nie było problemów. Jednak patrząc na niektóre dzieciaki zmartwiłam się nieco.
Postanowiłam dziś odwiedzić moją Mamę, która wróciła ze szpitala do domu, a miałam na to niewiele czasu, gdyż popołudniu czekała mnie jeszcze religia w salkach. Z dojazdem tam i z powrotem została mi niecała godzina na wypicie kawy. Wyjechałam od Rodziców kilka minut później, niż planowałam. Szczyt okazał się dla mnie łaskawy, nigdzie po drodze nie było korków, a i zielone światła sprzyjały punktualnemu zameldowaniu się w salkach. Zrobienie niespodzianki (nie uprzedzałam nikogo o moim przyjeździe) przyniosło mi radość, która sprawiła, że nie czułam żadnego zmęczenia, mimo upału i całego dnia poza domem.
To był ciężki tydzień, całodziennego przebywania poza domem, gdzieś pomiędzy szkołą a szpitalem. Wracałam późno do domu, musiałam też rezygnować ze swoich planów, bo zabrakło mi czasu na ich realizację. A swoje urodziny spędziłam na czuwaniu przy łóżku Mamy, bo właśnie w tym dniu miała operację. Obydwie spędziłyśmy ten dzień razem, jak wiele lat temu, gdy się urodziłam. Wtedy to Ona czuwała przy mnie, teraz odwróciły się nasze role. Był to dla mnie trudny dzień, mimo wielu dowodów ludzkiej życzliwości i pamięci.