Zapewne będę się tu powtarzać, bo nie po raz pierwszy tego doświadczyłam. Byłam dziś na pogrzebie i jest mi smutno i to nie bynajmniej w głównej mierze z powodu śmierci, choć ta nigdy nie niesie radości dla nas tu na ziemi pozostających. Smutek bliskich oczywiście udziela się tym, którzy w bólu im towarzyszą. Zmarłego nie znałam osobiście, był ojcem mojej koleżanki z pracy, stąd też brak więzi emocjonalnej sprawił, że nie cierpiałam. A jednak było mi smutno.
W mojej parafii katecheci mają swoją urodzinową Mszę św. Wprowadził to poprzednik obecnego proboszcza, a kolejny nie zrezygnował z tego. Tak się złożyło, że o urodzinach mojej koleżanki we wrześniu zapomniano. Przy okazji rozmowy o „Wcześniakach” zasygnalizowałam to proboszczowi. Stanął na wysokości zadania i w nieco późniejszym terminie Msza została odprawiona.
Mój kot, jak wiecie Farosem zwany, należy do gatunków pieściochów, co to wykorzystają każdą sytuację, aby móc się pogłaskać, czy ponosić na rękach, jak małe dziecko. Gdy czytam gazetę, czy książkę wpycha się między mną a moim czytadłem, tak, że zmuszona jestem czytać na odległość i głaskać zarazem. A gdy wieczorem jestem w innym, niż on chciałby leżeć, pokoju, miauczeniem, czasem bardzo natrętnym i upierdliwym, to sygnalizuje. Jak się okazuje nie wszystkie rasy kotów są takie. Burmańskie słyną z tego, że uwielbiają przytulanie, głaskanie, całowanie, etc. Więc jeśli ktoś chciałby mieć żywą maskotkę, polecam.
Dziś w Liturgii czytamy Pawłowy hymn o miłości. Kiedyś na rekolekcjach był ich myślą przewodnią. I choć nie pamiętam słów, które do nas kierował rekolekcjonista, pozostało we mnie uczucie ciepła, pokoju, które powraca, gdy wsłuchuję się po raz kolejny w te słowa, gdy czytam je któryś już tam raz w moim życiu (co drugi czwartek pojawia się ten hymn w Nieszporach). I chyba tak samo jest z czytaniem innych fragmentów Pisma Świętego. Nie muszę rozumieć, pamiętać wszystkich słów (Maryja też nie wszystko rozumiała), by Bóg oddziaływał przez nie. Hymn o miłości stał się tematem wielu utworów muzycznych. Kilka z nich tu zamieszczam....
Wielu poruszanych wątków podczas rekolekcji nie jestem w stanie przekazać w tak sugestywny sposób, jak ojciec rekolekcjonista. Chcąc jednak je w sobie utrwalić, choć moje słowa nie oddadzą w pełni tego przekazu, próbuję napisać to, co zapamiętałam, to, co najbardziej mnie dotknęło i we mnie pozostało...
Kiedy napisałam znajomemu księdzu w mailu, że jestem "zauroczona" rekolekcjonistą, odpisał: "Cieszę się z Tobą tym "zauroczeniem"! Oby Bóg nam dawał jeszcze więcej takich pasterzy dusz. Skorzystaj jak najwięcej!". Nie potrafię w pełni oddać tego, co usłyszałam. Ale sposób czytania treści Pisma Świętego naprawdę mnie fascynował. Poniżej nieudolna moja próba przekazania tego, co usłyszałam wraz z moją refleksją o dzisiejszej Ewangelii...
Wczoraj po raz pierwszy (był już wcześniej czwartek) po wakacyjnej przerwie zawitałam wraz z dziećmi i gitarą na Mszy z ich udziałem. W tym roku na nowo, bo przybyli nowi wikarzy. Nie mówiłam nic, a ksiądz odpowiedzialny za dzieci zawitał przed Mszą i poprowadził śpiewy. Zapowiedział się też na próbę scholi. Byłam zachwycona, uważam, że tak to powinno wyglądać. Nie czarujmy się, kapłan bardziej przyciągnie dzieciaki, niż ja, tym bardziej teraz, gdy nie ma mnie w szkole. Ufam, że starczy mu sił i zapału, a i w zgodnej współpracy zrodzi się wiele nowych pomysłów. Bo o to chodzi, by współpracować, a nie być jednoosobowym aktorem na scenie.
Usłyszałam wczoraj, że jeśli będzie pozwolenie władz, młodzież będzie zbierać datki na Fundację Nowego Tysiąclecia w Niedzielę Papieską oprócz ulic także w hipermarketach. Hmm… a to znaczyłoby, że akceptujemy niedzielne zakupy, skoro w takich miejscach prowadzona będzie taka akcja. No cóż, mam mieszane uczucia, co do tego typu decyzji, ale może to znów tylko i wyłącznie mój problem?