ON i ja...
z jakim obrazem Boga wierzę?
dodane 2012-09-17 23:33
Wielu poruszanych wątków podczas rekolekcji nie jestem w stanie przekazać w tak sugestywny sposób, jak ojciec rekolekcjonista. Chcąc jednak je w sobie utrwalić, choć moje słowa nie oddadzą w pełni tego przekazu, próbuję napisać to, co zapamiętałam, to, co najbardziej mnie dotknęło i we mnie pozostało...
Oswojenie się z Bogiem, bliskość może sprawić, że się z Nim nie spotkamy. Można się o Niego ocierać, a w Niego nie wierzyć. Dla Kościoła to nie Jego przeciwnicy są największym zagrożeniem, ale przeciętność, „pełzające letniactwo”, bylejakość, obycie, przyzwyczajenie, otrzaskanie.
Każdego dnia muszę pytać siebie o moją wiarę i o cel mojego życia. „Człowiek wierzący to biedny ateista, który próbuje co dnia uwierzyć na nowo.” (nie zapamiętałam autora tychże słów). Muszę też pytać się, w jakiego Boga wierzę?
Problemem jest z jakim obrazem Boga czytam Pismo Święte, z jakim obrazem Boga modlę się, przepowiadam. Jeśli ktoś swoje relacje z Bogiem buduje na lękach będzie czytał, modlił się obrazem lęku. Jeśli dla kogoś Bóg będzie daleki, obcy, surowy, kapryśny, nieprzewidywalny takiego Boga będzie przedstawiać innym. Jeśli będzie "żądał" od Boga, by Ten nie wkraczał w jego życie, będzie żył, jakby Boga nie było.
Nie ma ludzi niewierzących, ale wielu takich, których obraz Boga jest taki, iż stają się niedowiarkami.
Najtrudniej mówić o Bogu tym, którzy mają zafałszowany obraz Boga.
A jeśli zmagam się z obrazem Boga, to muszę pytać się dlaczego on taki właśnie jest, szukać przyczny, powodów tego, co go zniekształca...