Mężczyzna przedzierał się przez chaszcze przypominające gęstwinę jeżyn. Ostre kolce boleśnie raniły nogi i stopy. Dłonie co chwila musiały zdzierać z leśnej gęstwiny cuchnące zgnilizną, swego rodzaju duchotą pnącza, powoje lub coś co przypominało mokrą, lepką trawę o ostrych krawędziach długich pozwijanych liści. Wiedział, że musi kierować się na północ. Gdzieś za tą gęstwiną, pośród zarośli wiła się podobno rzeka. Za rzeką podobno zaczynał się ów mityczny Iraj. Mieszkańcy tej krainy żyli w pełnej harmonii z Jerozolimą.