Opowieści pani Gritty
Rozdział 27. Wybór i początek (Opowieści pani Grit
dodane 2013-12-21 21:35
Alby wisiały równo niczym mundury w wojskowych koszarach. Lniany materiał niemal lśnił na tle czerwonych cegieł widocznych wyraźnie w zakrystii. - Będziesz służył - spotkany na ulicy ksiądz przygotowywał szaty liturgiczne. Skąd on wie? - myślał Tomek obserwując dokładnie otoczenie.
Alby wisiały równo niczym mundury w wojskowych koszarach. Lniany materiał niemal lśnił na tle czerwonych cegieł widocznych wyraźnie w zakrystii.
- Będziesz służył - spotkany na ulicy ksiądz przygotowywał szaty liturgiczne. Skąd on wie? - myślał Tomek obserwując dokładnie otoczenie.
- Załóż sutannę i komżę - polecił duchowny. Tomek bez słowa zaczął wykonywać polecenia. Promienie słońca muskały tylko dwa zakończone ostrymi łukami okna zakrystii. Przyklejona niejako do prezbiterium od strony północnej była dość ciemnym pomieszczeniem. Chłopak pamiętał dobrze gdy ojciec przyprowadził go do tego miejsca by przygotowywał się do służby ołtarza. To było jeszcze przed wojną. Teraz przypominał sobie kolejne czynności, które powinien wykonywać. Ksiądz skupiony lekko skłonił głowę przed ogromnym drewnianym krucyfiksem. Tomek miał tyle pytań do niego. Ale widział, czuł to, że to nie była pora na pytania. Pora była na złożenie Ofiary. Stąd też po założeniu ubioru ministranta Tomek zamilkł. Przymknął oczy. Ciszę średniowiecznego kościoła mącił tylko szum okalających go drzew. Gdzieś odezwał się dźwięczny głos kosa. Ksiądz drgnął. Podszedł do komody na której znajdował się mszał. Zaczął zaznaczać poszczególne teksty. Po chwili z mroku zakrystii wyłoniła się cicha siostra zakonna. Przejęła mszał i podała księdzu misę z wodą. Ten z kolei umył dłonie. Wraz z odgłosem wody po o ściany zakrystii odbił się szept modlitwy.
- Da, Domine, virtutem manibus meis ad abstergendam omnem maculam immundam; ut sine pollutione mentis et corporis valeam tibi servire.
Po chwili ksiądz był gotowy. Kolejno pojawiały się puryfikaterz, patena, hostia, palka, welon, bursa i na końcu korporał. Kielich na Ofiarę był przygotowany. Teraz Tomek przyniósł humerał. Ksiądz chwycił go za oba końce i ucałował krzyż. Szepcząc kolejne wezwania do Nieba ksiądz przyodział albę, cingulum, manipularz i stułę. Również krzyżyk na stule ucałował. Wkładając ją na siebie skrzyżował ją na piersiach. Tomek obserwował te znaki ze wzruszeniem. Ten krzyż. Ten znak zwycięstwa. Ten pusty krzyż który stał na wzgórzu między lasem Paedor a obserwatorium. Na końcu pojawił się ornat. Obaj byli gotowi do Mszy. Ksiądz wziął kielich, ukłonił się przed krzyżem. Skierowali się do prezbiterium.
***
Przygarbiony oficer wolno kroczył ulicą Mostową. Ten chłopak przecież nie mógł uciec daleko. Z terenu dawnego zamku można było przejść albo ku Wiśle, ale przecież tam stali jego podwładni, albo właśnie do Bramy Mostowej. Przecież znad Wisły miał udać się z Tomkiem na wojskową łódź przycumowaną do pomostu na rzece. A dalej na południowy brzeg i do lasów, starych pruskich fortów nieopodal podtoruńskiego Rudaka. Tam miał być zniszczony ów różaniec. A dla chłopaka… oni przecież mieli propozycje. Jaki chłopak nie marzy o wojskowej karierze? A przecież tereaz paljaki to sojusznicy w walce z hitlerowskimi bandytami. I wichrzycielami.
Mężczyzna lustrowal otoczenie. Cisza była tu o tej porze wyjątkowa. Nawet dzieci co zwykle bawiły się na ulicy stały jakieś takie niemrawe pod starym spichrzem chylącym się powoli chyba już ku upadkowi. Oficerowi przyszła do głowy myśl. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął trzy solidnie nasycone buraczanym barwnikiem czerwone lizaki.
- Dziecji! Maj dragije dziecji. Tomka nie widziałyście? Mama go prosi. Do siebie. Do szpitala. Ona chora bardzo.
Jeden z malców wystraszony widać obecnością rosyjskiego żołnierza wskazał na kościół Janów. Oficer uśmiechnął się tylko i upuścił na bruk jednego lizaka.
- Spasiba.
Krok za krokiem oficer podążał ku budynkowi kościoła. Po chwili przystanął pod murkem okalającym świątynię. Skrzypnęła bramka. My budiem grac - szepnął żołnierz i podniósł dłoń dając komuś znak. Nie minęło kika sekund, a z ulicy Łaziennej na teren kościelny wbiegło kilkunastu radzieckich żołnierzy.
***
- Tato. Oni tu już nie straszni. Zobacz! - Kaja cofnęła się o trzy kroki chwytając Hermana za dłoń i ciągnąc go ku Krzysztofowi. Mężczyzna z kolei zasmucony siedział nadal na tronie nie potrafiąc spojrzeć córce w oczy. Mistrz krzyżacki nieco zaskczony tą nagłą poufałością stwierdził w duchu, że także powinien coś powiedzieć.
- Krzysztofie. Chodź z nami do Jerozolimy. Tutaj jest tylko płacz i nieszczęście. Tam razem będziemy weselić się w domu naszego Ojca. Odrzuć swoje grzechy i występki. Przecież Matka nasza wstawia się za tobą.
- Tato, tam już są wszyscy. I Jakub, i Szymek, i każdy kto jest dobry..
Krzysztof podniósł oczy. Spojrzał na Kaję i stojącego u jej boku Niemca. Zapadła pełna wyczekiwania cisza, którą przerwały dopiero czyjeś kroki. Wyłaniająca się zza tronu postać wywoływała upiorne wrażenie. Zgięta w pół rzucała nienawistne spojrzenia to na Hermana, to na Eryka.
- A więc Krzysztofie Niemcy wygrali. Nawet twoje dzieci mają po swojej stronie. Nie siedź tak. Zrób to, co robiłeś na ziemi. Uratuj je. Przecież wszyscy możecie być władcami Seboim. Zobacz ile mamy tu miejsca. Na co czekasz? Pogonimy Niemców. Tu jest nas więcej niż w Castrum Eve.
Postać minęła tron i skierowała wzrok na dziewczynę.
- No chodź panienko. Tatuś czeka - kreatura wyciągnęła koślawe palce i siląc się na uśmiech zwróciła się do Krzysztofa.
- Chodź, pomóż mi. Przecież możecie być razem.
Kaja cofnęła się lekko. Ogromną przestrzeń sali przeciął świst wyciąganego z pokrowca miecza.
- Ani kroku dalej! - krzyknęła do postaci.
- Mi grozisz aniołku? Mi? Ladonowi? Władcy tej krainy? - wzrok kreatury znów przepoiła nienawiść. Gdzieś w głębi sali z hukiem otworzyły się drzwi i do środka wbiegło kilkunastu potężnych i uzbrojonych mężczyzn. Zanim dobiegli do Ladona Kaja zdołała krzyknąć.
- Tato, pomóż!
Dziewczyna uniosła miecz. Krzysztof wciąż pełen niepewności chciał zerwać się z tronu, lecz w tej samej chwili zza podestu chwyciły go twarde niczym stal dłonie nie pozwalając ruszyć się z miejsca.
- Kaja! Uważaj! - Krzysztof dostrzegł, że jeden z biegnących ku przybyszom mężczyzn wyrzucił w jej kierunku topór. Dziewczyna była jednak nieugięta i wciąż stała naprzeciwko kreatury. Widząc to Herman rzucił się jej na pomoc, jednak Kaja nie zważając na zagrożenie szepnęła “ufam Bogu, bo jeszcze wysławiać Go będę”. Stal miecza dziewczyny mignęła dosięgając postaci Ladona. W tej samej chwili Herman znalazł się przed Kają. Zamiast rzucić się na Ladona cofnął się jednak i runął w kierunku dziewczyny. Józef zauważył rozcięte toporem ciało krzyżaka. Niemiec był jeszcze żywy, lecz obficie krwawił. U jego stóp tkwiła martwa postać władcy niziny Siddim. Kaja ponownie uniosła miecz kierując go ku pozostałym wojownikom piekieł. Ci z kolei widząc śmierć swego władcy zatrzymali się w niepewności.
- Powinniście iść. Musicie dotrzeć do domku na rozstaju dróg - Eryk chwycił stanowczo dziewczynę za ramię.
- Ale tata…
- Krzysztofie, idziesz z nami? - Eryk zawołał najmocniej jak tylko mógł.
Jedna z postaci podniosła ubroczony krwią krzyżaka topór. Uniosła go do góry i patrząc w oczy króla Varnheem równie mocno krzyknęła.
- Panie! Krzysztofie! Zabijemy i tego Niemca, i ich wszystkich! Zachowamy tylko twoją córkę. Czy takie jest życzenie nowego władcy Seboim?
Wyciągnięty topór wciąż tkwił wysoko nad wszystkimi. Kaja mocniej ścisnęła miecz.
- Kaju! Chodź! Odejdź od nich! - Krzysztof wciąż przytrzymywany stalowym uściskiem wołał do córki pełen obaw o jej życie. Herman obserwował tą sytuację leżąc wciąż ubroczony krwią na posadzce. Widząc topór wiszący właściwie nad głową swoją i Kai zdobył się na siłę woli i mimo bólu stwierdził.
- Pamiętasz Krzysztofie patriarchę Abrahama? I on miał poświęcić swoje dziecko Bogu. I to jest prawość dzieci Królestwa Niebieskiego. Oddać dziecko. I poświęcić je na wyraźnie żądanie Boga. Jeśli oddasz swoje życie Jerozolimie, otrzymasz je spowrotem. Musisz tylko zaufać. I postąpić według woli Nieba. A wtedy odzyskasz Tomka i Kaję. I każde z tych ocalonych przez ciebie na Ziemi.
- Kaju! Chodź, mówię ci dziecko chodź! - Krzysztof jakby nie słyszał słów Niemca.
- Kaju, twój tata jeszcze nie jest gotowy - Eryk przerwał tą wymianę okrzyków krótkim stwierdzeniem. - Pora wracać.
- Ale co z tatą? - Kaja odwróciła głowę w stronę władcy Varnheem.
- Twój tata do nas wróci. Gdy będzie czas.
- Kaju! Odejdź od nich! Potem wszystko przemyślimy! Zostaw tego krzyżaka! - Krzysztof wciąż wołał swoją córkę nie dając za wygraną.
- Tato! - Kaja miała już pełne oczy łez. - Tatusiu! Kocham cię! Ale…
Dziewczyna błyskawicznie skierowała się przeciwko grożącemu Hermanowi mężczyźnie. Świst miecza ponownie przeciął przestrzeń sali. Ostrze wbiło się w ciało olbrzyma aż po serce. Jego dłoń rozluźniła uchwyt uwalniając topór.
- … ale chociaż jestem twoją córką, to najpierw należę do Królestwa Niebieskiego.
Odgłos upadającego topora rozbudził w rycerzach piekieł chęć zemsty. Ponownie zaczęli zbliżać się do szóstki przybyszów.
- Za Jerozolimę! - krzyknął Eryk wyciągając swój miecz - Wy jedźcie gdzie mówiłem. A my - tu skinął na swojego współbrata z Varnheem - zatrzymamy ich na chwilę.
W sali tronowej rozpoczęła się regularna wymiana ciosów. Tymczasem Kaja wraz z Józefem wymknęli się spowrotem na kamienne schody i po chwili dosiedli koni. Wraz z drugim z cystersów minęli wciąż opuszczoną bramę i skierowali się na drogę tonącą we mgle, drogę ku piaszczystemu traktowi dzielącemu niegdyś niebo od piekieł. Po kwadransie odgłosy bitwy w sali ucichły. Ciała Hermana, Eryka i łucznika Mikołaja ułożono w rogu sali tronowej. Nie wyniesiono ich na jedną z wież koło jednego z ognisk, gdyż odwieczne prawo tego świata nie pozwalało tego robić z ciałami sprawiedliwych, którzy polegli w walce z piekłem.
***
Kapłan pochylony głęboko u stopni ołtarza świętego Wolfganga przepraszał za każde zło wyrządzone komukolwiek przez siebie, Tomka i wszystkich polecanych w tej Mszy.
- Confiteor Deo omnipotenti, et beatæ Mariæ semper Virgini, et beato Dominico Patri nostro, et omnibus Sanctis… - słowa spowiedzi i przebłagania wypowiadane szeptem odbijały się jednak lekkim echem od ścian prezbiterium. Niknęły gdzieś kilkanaście metrów nad ołtarzem, gdzieś w miejscu z którego na modlących się spoglądali z monumentalnych średniowiecznych malowideł święci Janowie Chrzciciel i Ewangelista. Wyraziste spojrzenia ich twarzy kierowały wzrok na ołtarz. Jan Chrzciciel przyobleczony we włosiennicę trzymał w dłoni zwycięskiego Baranka. Obaj święci stali na wyobrażeniach murów obronnych. Wizerunki te symbolizowały przecież z jednej strony mury obronne Torunia, ale z drugiej strony także mury niebieskiej, nowej Jerozolimy. Tak czuli to średniowieczni artyści. I jakie to było prawdziwe. Tomek podążył za wzrokiem Jana Ewangelisty. Na północnej ścianie, nad wejściem do zakrystii wyraźnie odcinał się od czerwieni cegieł fresk wyobrażający Krzyż jako drzewo Jessego. Drzewo to wyrastało z piersi patriarchy. Na nim wisiał Chrystus. Wisząc odsuwał on od ludzi wizerunki grzechów. Ludzie skryci pod płaszczem stojącej u stóp Krzyża Maryi wielbili miłosierdzie Odwiecznego. “Gdyby tak ojciec mógł już być tam, u stóp Matki Miłosierdzia” - pomyślał Tomek. Na fresku u stóp Maryi Tomek zauważył szatana. Leżał tam zupełnie bezbronny i zniszczony. Nad upadłym aniołem triumfował archanioł Michał.
Pochylony wciąż u stóp ołtarza ksiądz nadal odmawiał modlitwę przebłagalną. “Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa. Ideo precor beatam Mariam semper Virginem, beatum Michaelem Archangelum, beatum Ioannem Baptistam, sanctos Apostolos Petrum et Paulum, omnes Sanctos, et vos, fratres, orare pro me ad Dominum Deum nostrum”. Tomek chłonął te ciche słowa tonące w prezbiterium. “Błagam Najświętszą Maryję zawsze Dziewicę, świętego Michała Archanioła, świętego Jana Chrzciciela, świętych Apostołów Piotra i Pawła, wszystkich świętych, i was, bracia o modlitwę za mnie…” - słowa modlitwy kołatały w głowie chłopaka. Spojrzał raz jeszcze na fresk z drzewem Jessego. Święty Piotr przyjmował do Królestwa zbawionych, a o wątpiących walczył święty Michał. “Beatum Michaelem Archangelum, omnes Sanctos, orare pro me ad Dominum Deum nostrum” - powtórzył za księdzem.