Opowieści pani Gritty
Rozdział 33. W stronę Warszawy – epilog (Opowieści
dodane 2014-07-20 22:54
Letnie słońce chyliło się już oplatając czerwienią kolejne łąki, pola i lasy. Samotny dworek nieopodal rozdroża odcinał się od plątaniny powoi wijących się od ogrodu aż do drewnianego ganka. Główne drzwi jak zawsze były otwarte na oścież. Krzysztof wracał właśnie ze stajni. Przy lekkim stole u wejścia do domostwa Kaja kończyła układać do suszenia lawendowe kwiaty, które przywieźli tego poranka państwo Gritty.
Letnie słońce chyliło się już oplatając czerwienią kolejne łąki, pola i lasy. Samotny dworek nieopodal rozdroża odcinał się od plątaniny powoi wijących się od ogrodu aż do drewnianego ganka. Główne drzwi jak zawsze były otwarte na oścież. Krzysztof wracał właśnie ze stajni. Przy lekkim stole u wejścia do domostwa Kaja kończyła układać do suszenia lawendowe kwiaty, które przywieźli tego poranka państwo Gritty.
- Tato, czy Tomek skończył już z tobą pracować? Chciałabym, aby pomógł mi w przygotowaniu kwiatów. Najpóźniej jutro rano trzeba je ułożyć nad piecem do suszenia.
Krzysztof popatrzył na dziewczynę odkładając swoją skrzynkę z narzędziami. Pojedyncze świerszcze rozpoczynały swój koncert. Od strony wschodniej na tle ciemniejącego z tamtej strony nieba pojawiła się opleciona ciepłym wieczornym światłem postać.
- Chyba będziesz musiała chwilę zaczekać, widzę, że będziemy mieć gościa – mężczyzna uśmiechnął się do córki.
- Nastawię herbaty – Kaja zsunęła kwiaty do wiklinowego kosza odstawiając go na ławkę. Wstała spoglądając w stronę z której zbliżał się niezapowiedziany gość.
- Tato… – dziewczyna chwyciła Krzysztofa mocno za ramię.
Oboje wpatrywali się w znajomą postać.
- Tomek! Tomek! – Krzysztof krzyknął w stronę ogrodu.
- Tomek! – twarz Kai rozpromienił uśmiech – Tomek! Chodź tutaj szybko! To mama! Mama do nas wróciła!
***
Minęły lata. Odkąd matka Kai i Tomka dołączyła do mieszkańców dworu w Iraju miejsce to na nowo zajaśniało tak charakterystyczną dla mieszkańców Pomorza i Kujaw gościnnością. Cała czwórka cieszyła się sobą. Trudne lata rozdzielenia i samotności odchodziły w niepamięć.
- Idę popływać – Kaja pomachała do wracającego z miasta brata – Idziecie ze mną?
- Dołączymy za chwilę – uśmiechnął się Tomek wskazując na towarzyszących mu Jakuba i Józefa. Od kilku dni cała trójka zamykała się na długie godziny w stajni. Zapewne przygotowywali kolejne ulepszenia konstrukcji ich ulubionego Swordfisha. Dziewczyna machnęłą ręką. Oczekiwanie na brata i jego kolegów oznaczałoby, że na kąpiel w chłodnej wodzie rzeki czekać musiałaby aż do wieczora.
- No dobrze, zobaczymy się nad rzeką Tomek! Pa mamo! Pa tato!
Kaja lekko wskoczyła na swoją ulubioną klacz. Ciepłe powietrze w trakcie galopu powoli rozplatało jej długie włosy. Szybka jazda przez obsiane zbożem pola czy wrzosowiska przyjemnie kierowała chłodniejsze powietrze znad rzeki wprost na twarz. Po kilkunastu minutach dziewczyna dotarła nad brzeg. Piaszczysty skrawek wśród wysokiej rzecznej roślinności wydał jej się znajomy. Zsiadła z konia pozostawiając go w cieniu dość wysokiego drzewa. Po chwili bystry prąd dawał odpoczynek od letniego upału. Czysta woda odcinała się od piasku. Dalej były już tylko wrzosowiska, a gdzieś hen na horyzoncie błyszczała szmaragdową poświatą Jerozolima. Kaja zaczęła płynąć w kierunku głównego nurtu rzeki. Patrzyła na drugi brzeg. Wiedziała, że gdzieś tam znajduje się dawne Seboim. I że mieszka tam już wielu z tych, którzy ocalili jej tatę. I że cała nizina Siddim od czasu tych dramatycznych wydarzeń których była świadkiem rozkwita co roku na nowo pełnią życia.
“Jeszcze kawałek i wrócę na brzeg” – pomyślała. W tym samym momencie poczuła, że jej stopa zaplątała się w rzeczną roślinność, która dziwnym trafem zaczęłą ciągnąć ją pod wodną taflę. Głęboki wdech i jasne włosy zanurzyły się pod wodę. Kilka zgrabnych ruchów dłonią i stopa została uwolniona. Ramiona ułożyły się w charakterystyczny kształt i Kaja zaczęła wynurzać się nad powierzchnię. Zauważyła, że woda rzeki stała się w czasie jej krótkiej nieobecności jakaś bardziej mętna. Zaczęła płynąć w kierunku brzegu, jednak zamiast piaszczystej plaży brzeg porastała łąka. Dziewczyna poczuła dno pod stopami. Zmęczona krok za krokiem wyszła z wody. Nieco dalej od rzeki odcinały się ostrym obrysem czerwone, gotyckie mury miasta. I czarny krzyż na dachu kościoła świętych Janów. Dziewczyna niepewnie rozejrzała się wokół. Wszystko wydawało się jej tutaj abstrakcyjne. Mijała minuta za minutą, a ona coraz bardziej rozpoznawała dawne kształty, elementy krajobrazu, tak dobrze przecież znane.
- A więc wróciłam. – szepnęła. Na skraju łąki spostrzegła przygotowane ubranie i torbę. Po chwili chwyciła ją, ale w torbie znajdowała się tylko wsunięta w kopertę kartka.
- Zimno i jakoś ciemno tutaj – westchnęła rozrywając ją – Co robić? Co teraz robić? – szepnęła. Zaczęła czytać.
Rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków. Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem.
Warszawa, Floriańska 3. Tam czekają na Ciebie Twój Wuj i znajomy ksiądz Tomka. Ja też będę z Tobą. Twój Anioł Stróż.
- Rozerwać ludzkie kajdany? Rozwiązać ludzkie więzy? Po tym morzu zła, które przeszło przez nasz kraj? Przez Warszawę? Zrujnowaną przecież Warszawę?
Kaja schowała list do torby. Przerzuciła ją sobie przez ramię. Ruszyła w stronę dworca kolejowego w mieście. Nad Toruniem rozległ się ostry, przeszywający dźwięk szpady lub miecza, a dzwony kościołów mariackiego, świętych Janów i świętego Jakuba w dziwny sposób zaczęły dzwonić jednocześnie.
KONIEC