Opowieści pani Gritty

Rozdział 24. Ponownie w Siddim (Opowieści pani Gri

dodane 23:36

- Sytuacja jest ciężka - lekarz poprawił okrągłe druciane okulary - Mieliśmy pewne wątpliwości, ale krwioplucie wskazuje jednoznacznie na gruźlicę chłopcze. Masz kogoś, kto by się tobą zajął? - medyk kontynuował spokojnym, monotonnym tonem. Tomek chłonął każde słowo prawie wstrzymując oddech.

- Sytuacja jest ciężka - lekarz poprawił okrągłe druciane okulary - Mieliśmy pewne wątpliwości, ale krwioplucie wskazuje jednoznacznie na gruźlicę chłopcze. Masz kogoś, kto by się tobą zajął? - medyk kontynuował spokojnym, monotonnym tonem. Tomek chłonął każde słowo prawie wstrzymując oddech.

- Ale mama wyzdrowieje? - pytanie rzucone w przestrzeń szpitalnego korytarza na półwydechu było ledwie słyszalne.

- Tego nie wiemy. Masz kogoś kto by się tobą zajął? - lekarz powtórzył pytanie tym razem zdejmując okulary.

- Tak. Wuj zajmie się mną i moją… - chłopak przerwał zdanie. Nagła informacja o ciężkiej chorobie matki przytłoczyła wszystkie wspomnienia z Iraju, ale w tej chwili Tomek zdał sobie z nich sprawę. Setki myśli zaczęły przepływać przez jego głowę. Przecież to tylko choroba. Przecież nawet jak matka umrze to spotkają się w Iraju. Przecież to nie jest tak, że ziemskie choroby są czymś najgorszym. Czymś skutkującym śmiercią. Prawdziwą śmiercią. Tomek przypomniał sobie podróż statkiem przez rzekę. Te niekończące się rozmowy z zakonnikami. Tą chwilę, gdy poznał, zrozumiał prawdziwą wartość życia. Gdy dotknął jego wieczności, nieskończoności. Chłopak na chwilę przymknął oczy, a gdy po kilku sekundach ponownie spojrzał na lekarza cały tragizm sytuacji momentalnie ustąpił. “Muszę ratować tatę” - nagła myśl wróciła do jego świadomości.

- Twoja mama, słyszysz? Twoja mama jest ciężko chora. Rozumiesz chłopcze? - ton głosu lekarza zdradzał już lekką nutę niecierpliwości.

- Tak, rozumiem! - Tomkowi wróciła pewność siebie.

- Gdzie jest wasz wuj?

- Wrócę do domu i poczekam na niego - Tomek chciał już odwrócić się na pięcie i skierować się do szpitalnych drzwi gdy na korytarzu rozległ się odgłos skórzanych, solidniepodbitych butów.

- Nasz młody towarzysz pójdzie z nami towarzyszu miedyku. Bieriom parnja - przygarbiony radziecki oficer położył dłoń na ramieniu Tomka.

- Tak jest towarzyszu oficerze - lekarz bez przekonania rozejrzał się po korytarzu szukając czegoś lub kogoś. Nieznoszący sprzeciwu gest skierował Tomka ku wyjściu.

- Da swidanje - rzucił tylko odwrócony już tyłem do lekarza oficer. Pomalowane niedbale na biało drzwi zaskrzypiały i żołnierz z chłopakiem skierowali się w dół schodami. Krok za krokiem uścisk na ramieniu Tomka przybierał na sile.

- Musimy porozmawiać - sapał Rosjanin - mamy świetną rehabilitację dla gruźlików, możemy załatwić chłopcze. Mama pojedzie do Rassiji, wyleczymy. Najlepsi lekarze w całej sawieckiej Rassiji. Pomożemy.

- Dziękuję.

- Powiedzcie tylko. Gdzie macie ten kuolon.

- Przepraszam? Gdzie mam co?

- Naszyjnik, ten wisiorek z kulkami.

- Różaniec?

- Powiedzcie. A mamę wyślemy. Wyleczymy. No nie chcesz malczyk? - uścisk na ramieniu nieco zelżał. Na wpół otwarte drzwi wejściowe do szpitala wpuszczały na klatkę schodową nieco światła.

- Nu, gdzie kuolon?

- Ja… Ja nie powiem! - Tomek zatrzymał się nagle specjalnie powodując zderzenie z oficerem. Na moment uchwyt żołnierza puścił. Chłopak tylko na to czekał i ruszył do przodu. Momentalnie przeskoczył dwa schodki. Jasny dzień oślepił nieco Tomka, ale bez ociągania się chłopak biegł dalej. Z przodu między szpitalem a ruinami toruńskiego zamku znajdował się tylko niewielki budynek małego barokowego dworka zwanego generałówką. Biegnąc prosto można było znaleźć się na terenie ruin lub zbiegając schodami w dół na terenie dawnej fosy dzielącej stare i nowe miasto. Teren tam był otwarty i dogodny do polowań na ludzi. Tomek momentalnie postanowił zawrócić na lewo. Droga schodziła tam w dół ku Wiśle. Tomek przebiegł pod trzynastowiecznym łukiem w kamienno - ceglanym murze. Droga biegła dalej ku rzece ostro w dół pod zamkowym gdaniskiem i była tu zasłonięta od szpitala. Wzdłuż traktu po lewej stronie płynął strumień. Chłopak skierował się do domu w którym dawniej mieścił się krzyżacki młyn. Ślady koła młyńskiego były jeszcze doskonale widoczne. Strumień w tym miejscu płynął w głębokim rowie czy raczej wykopie. Strzał z pistoletu odbił się echem o te stare mury. Tomek przynaglony postanowił wskoczyć do strumienia i skryć się w miejscu gdzie dawniej obracało się młyńskie koło. Minęła chwila i skok przez niski kamienny murek zakończył się w wodzie. Stopy Tomka niemal od razu zaczęły doświadczać bólu spowodowanego lodowatą temperaturą strumienia. Chłopak przywarł do wyłożonej cegłą ściany wykopu. Nieco ponad metr nad jego głową echem odbijały się odgłosy pośpiesznych kroków radzieckiego ofiera. Widocznie musiał już przechodzić pod tym samym średniowiecznym łukiem przebitym w murze. Szczęk przeładowywanej broni przyprawił uciekiniera o gęsią skórkę. Drżącymi z zimna, a może i strachu palcami wyszukał w kieszeni różaniec znaleziony przez Włodzimierza na dybowskim zamku.

- W Imię Ojca. I Syna. I Ducha Świętego. - Tomek szeptał dobrze znane słowa. Szeptał je jednak inaczej niż kiedykolwiek. Wiedział, że Władający Jerozolimą istnieją. Że sam on skulony w tej dziurze w ziemi jest poddanym Królestwa Niebieskiego. Że jest synem króla Iraju. Że to wszystko jest prawdą, rzeczywistą prawdą, że władza Jerozolimy sięga nawet tego zimnego strumienia i nawet setka radzieckich oficerów nie da rady mocy Nieba.

- … przyjdź królestwo Twoje… - kolejne słowa modlitwy rozlegały się nad rwącym potokiem. A nieco ponad, tuż obok murów dawnego krzyżackiego zamku rozległ się dźwięk szpady lub miecza tnącego powietrze. Nikłe promyki światła zawirowały zagęszczając się nad dawnym młynem niejako chroniąc go przed całym złem powojennego świata.

***

- Należy udać się wprost to Seboim - potężna postać wskazywała na rozłożonej na drewnianym stole mapie drogę wiodącą przez nizinę Siddim. Ułożone obok stołu trzy okrągłe tarcze wikingów kontrastowały z sielską rzeczywistością polskiego dworu. Zgromadzeni w największej izbie mieszkańcy opactwa Varnheem wraz z Józefem i Kają układali plan dalszego postępowania.

- Musimy stanąć oko w oko z Ladonem. Tylko on wie gdzie ukrył Krzysztofa. Reguły wojny o dusze zostały już dawno ustalone przez Władających Jerozolimą. Skoro Krzysztof już raz podjął decyzję o przejściu rzeki, to należy tą decyzję na Ladonie wyegzekwować.

- Królu Eryku, a jeśli tata zmienił zdanie? - Kaja próbowała rozwiać swoje wątpliwości co do planu nakreślonego przez władcę Varnheem.

- Wtedy nic nie zdziałamy. I tak jak bitwę o Castrum Eve przegraliśmy, tak przegramy każdą walkę o Krzysztofa dopóki nie będzie mieć woli żyć zgodnie z prawem Jerozolimy.

- Kiedy zatem wyruszamy?

- Jak najszybciej. Nie mamy czasu do stracenia. Każda chwila może zbliżyć Krzysztofa do wiecznego potępienia.

Trzy konie uwiązane do ganku zarżały.

- Przygotuję i nasze do drogi - Józef wstał od stołu i skierował się w stronę traktu. Nie minął kwadrans i cała piątka wraz z Józefem i Kają kierowała się w stronę rzeki. Tuman kurzu podnoszony przez końskie kopyta rozpraszał intensywne promienie słońca. Pomimo piękna otaczającej przyrody zarówno mieszkańcy Varnheem jak i Iraju posuwali się w skupieniu i milczeniu. Józef dokładnie wiedział, że za niskimi wzgórzami na zachód od traktu znajdował się jego rodzinny dom. Na szczytach wzniesień rozpoznawał znajome wrzosy. Nieco dalej droga skręcała w lewo i kierowała się do sosnowego boru gdzie rozpływała się w drobniejsze ścieżki. Jedna z nich wiodła prosto ku rzece. Na brzegu wtłoczony między dwie porośnięte lasem wydmy huśtał się położony wpół na piasku, wpół na wodzie mały drewniany prom lub raczej barka. Taka sama jak te dawne konstrukcje którymi flisacy spławiali drewno Wisłą z małopolski i mazowsza do Gdańska.

- Na pokład - Eryk stanowczym ruchem zeskoczył z konia na uschłe żółtawe igliwie pokrywające brzeg. Kaja niechętnie spojrzała na przeciwległą, ciemną linię brzegową. Tak. To było przecież to samo miejsce, które wcześniej zabrało jej ojca, a potem brata.

- Prędko - król pierwszy zajął miejsce na promie. Po nim na konstrukcji znalazła się dziewczyna, Józef i jeden ze Szwedów. Ostatni z nich odepchnął prom od brzegu i wskoczył do wody. Po chwili cała piątka oddalała się od Iraju, a zlewające się dotąd z horyzontem wieże Seboim zaczynały się przybliżać. W połowie drogi na drugi brzeg Józef dojrzał nawet ogniska płonące na ich szczytach. Na piekielnym brzegu nie było widać żadnego ruchu ani śladu życia. Fale poruszały promem bezgłośnie niczym tafla oleistej mazi. Tylko jeden z mieszkańców Varnheem co chwila sprawdzał głębokość rzeki zanurzając drewniany drąg w ciemnych odmętach. W tej ciszy dopłynęli do krainy Siddim.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane