Letnie słońce chyliło się już oplatając czerwienią kolejne łąki, pola i lasy. Samotny dworek nieopodal rozdroża odcinał się od plątaniny powoi wijących się od ogrodu aż do drewnianego ganka. Główne drzwi jak zawsze były otwarte na oścież. Krzysztof wracał właśnie ze stajni. Przy lekkim stole u wejścia do domostwa Kaja kończyła układać do suszenia lawendowe kwiaty, które przywieźli tego poranka państwo Gritty.
Brudny pociąg powoli toczył się przez kazachski step. Szeroka szpara między deskami wagonu pozwalała obserwować okolicę, jednak od dłuższego czasu pejzaż przesuwający się powoli za otwartymi drzwiami wagonu i za prześwitami w ścianach nie zmieniał się. Szary pył na większych i mniejszych drogach i dróżkach. Brunatna, czasem lekko brązowa ziemia i po prostu bezkres.
Czerwień nieba przetaczała się nad rzeką razem z wojskiem. Bród którym całkiem niedawno krzyżacy przedostali się na ciemną stronę rzeki pokryły niezliczone wiry. Niewierna ziemia jakby broniła się przed tymi ludźmi, którzy walczyć mieli już za chwilę z władcami niziny Siddim. Krew nieba przecinały co chwilę jasne smugi światła.
Cisza w prezbiterium zdawała się trwać wieczność. Przeistoczone wino i chleb zostały złożone w ofierze niczym baranek. Światło słoneczne powoli przetaczało się po wnętrzu świątyni. Czerwień, zieleń i żółć które składały się na monumentalne witraże muskały biel trzech ołtarzowych obrusów. Tak bardzo przywodziły na myśl blask całunów w które okryty był Chrystus, a które pozostały puste po powstaniu z martwych.
Dziewczyna nie odwracała głowy. Skupiona na szalonym pędzie jazdy starała się nie zwracać uwagi na nadciągające wojska nieprzyjaciela. Do obozu krzyżaków pozostał może niecały kilometr. Biało - czerwona szachownica dumnie powiewała nad ruinami. Pomimo tego niewielkiego dystansu klacz słabła z każdą chwilą. Dawało to przewagę pogoni. I rzeczywiście po chwili zarówno z lewej jak i z prawej strony zrównali się z nią pierwsi wojownicy wysłani z Seboim.
Urwane łańcuchy uderzały z łoskotem o mury zamku. Wydarzenia ostatnich godzin wciąż niby przetaczały się przez przeklęte miasto swoistym echem. Miało się wrażenie, że ucieczka Józefa i Kai napełniała wściekłością wątłe, snujące się po dziedzińcu niczym duchy ciała potępionych. Mgła otulała jednak szczelnie całe Seboim nie pozwalając zorientować się co do ewentualnej reakcji władcy piekieł.
Alby wisiały równo niczym mundury w wojskowych koszarach. Lniany materiał niemal lśnił na tle czerwonych cegieł widocznych wyraźnie w zakrystii. - Będziesz służył - spotkany na ulicy ksiądz przygotowywał szaty liturgiczne. Skąd on wie? - myślał Tomek obserwując dokładnie otoczenie.
Hermann w milczeniu srawdzał dłonią fakturę murów domku na rozstaju dróg. Pomimo, że budowla pozbawiona była okien, drzwi i dachu spojenia cegieł trwały nienaruszone. - Będzie z tym trochę roboty, ale naprawimy. Przyda się ta chałupka na mieszkanie dla któregoś z komturów, albo chociaż na stajnię. Gdy wygramy wojnę z Ladonem będzie tu piękne miejsce.
Przytroczony do pasa dziewczyny miecz nie ułatwiał i tak niewygodnej już jazdy. Końskie kopyta co chwila zapadały się w grząski teren po tej stronie rzeki. Trzech Szwedów wraz z Kają i Józefem poruszało się powoli. Ciemna zawiesina w powietrzu dość szybko zakryła samą rzekę za nimi, a wraz z rzeką także i drewniany prom. Na samym przodzie znajdował się król Eryk. Uważnie obserwując okolicę nie odzywał się w ogóle. Wroga cisza otaczała przybyszów. Spomiędzy otaczających krzewów co kilka chwil uciekało drobne ptactwo spłoszone widocznie obecnością ludzi.
- Sytuacja jest ciężka - lekarz poprawił okrągłe druciane okulary - Mieliśmy pewne wątpliwości, ale krwioplucie wskazuje jednoznacznie na gruźlicę chłopcze. Masz kogoś, kto by się tobą zajął? - medyk kontynuował spokojnym, monotonnym tonem. Tomek chłonął każde słowo prawie wstrzymując oddech.