Złośliwości
Jeszcze raz o spowiedzi dzieci
dodane 2022-12-01 08:54
Skręca mnie, kiedy czytam takie rzeczy.
Tak, wiem, nie spowiadam, więc niewiele mogę powiedzieć o spowiadaniu dzieci. Ale księża, także jezuici, nie żyją w małżeństwie, a jako żywo różnorakich rad małżonkom udzielają. Nie będę się więc hamował.
O tekst pewnego jezuity o spowiadaniu dzieci mi chodzi. Pod którym podpisuje się też w social mediach inny. Jest przeciw. Bo to nie ma sensu. Bo dzieci wielkich grzechów nie mają, a pomagać im w tych drobiazgach powinni rodzice. Bo on jest wysoce wykwalifikowanym specjalistą i szkoda jego czasu na takie rzeczy. A taka spowiedź z byle czego to wpędza w skrupuły. Ostatecznie z jakiegoś powodu tylu skrupulatów mamy, prawda?
Chudy Mojżesz ! - mawiał mój kolega tam, gdzie inni wstawiali jakieś soczyste przekleństwo. Kląć się nie powinno, ale trudno powstrzymać złość, gdy się coś takiego czyta. Pal sześć to przekonanie autora tekstu, że jest specjalistą od ludzkiej duszy. Może i jest, nie wiem. Nie sposób jednak nie zauważyć, że spowiedź nie jest od rozwiązywania przez kapłana problemów - od tego może być kierownictwo duchowe - ale od tego, by pośredniczył między skruszonym człowiekiem a Bogiem. Po drugie, praktyka regularnej spowiedzi jest praktyką zdecydowanie dobrą. Tak mnie uczono i moim zdaniem to dobre podejście do tematu. Dlaczego? Bo dobrze przeżyta taka spowiedź, z uczciwym rachunkiem sumienia, pomaga uniknąć przeświadczenia, ze jest się chodzącym ideałem. Niepotrzebnie? Mądrość Kościoła wszystkim, bez wyjątku, każe w liturgii powtarzać na początku Mszy "moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina", a przed samą Komunię "Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie"... Lekceważenie grzechów lekkich, zwłaszcza często popełnianych, jest większym zagrożeniem dla ludzkiego sumienia niż sporadycznie popełniany grzech ciężki. Znana wśród teologów od moralności i duchowości prawda.
Po trzecie i dość ważne.. Spowiedź to szansa, aby wyprostować to, co się w człowieku zaczyna krzywić. Nie tylko chodzi o kwestię grzechu, ale i przesadnego koncentrowania się na nim. Gdy kapłan zauważa, że źle się zaczyna z dzieckiem dziać, może to w porę skorygować. Zanim się rozhula. Można oczywiście zrzucać to na barki rodziców, ale trzeba pamiętać, że i oni miewają czasem kłopoty w sensownej ocenie dobra i zła oraz wagi grzechów. Ot, dość powszechne w naszych czasach kładzenie nacisku na obowiązek uczenia się. To naprawdę tak ciężki grzech, kiedy dziecko czy dorastający młodzieniec się nie uczy? Komuś patrzącemu z boku łatwiej udzielić sensownego pouczenia niż rodzicom...
A po czwarte i wcale nie najmniej istotne... W rodzinach różnie bywa. Nie każde dziecko chce, a czasem i niespecjalnie może iść ze swoimi duchowymi rozterkami do rodziców. Niech sobie szanowni jezuici przypomną własną wczesną młodość. Ze wszystkim szli do swoich rodziców? Czy były jednak rzeczy, o których woleli, żeby rodzice nie wiedzieli? W moim odczuciu nie ma nic gorszego niż taki rodzinny totalitaryzm, w którym dzieci nie mogą mieć przed rodzicami żadnych swoich tajemnic. Czasem zresztą wstydliwych (niekoniecznie z powodu związku z 6 przykazaniem). Lepiej czasami coś wyznać księdzu na spowiedzi niż pytać rodziców, którzy jakby co, mogą to potem całymi latami wypominać...
"Do wyższych rzeczy zostałem stworzony" mawiał Stanisław Kostka, jeden z jezuickich świętych. Niech jednak nasi bracia w wierze, jezuici, nie biorą sobie tego tak bardzo do serca. I pamiętają, że jemu chodziło o wyższość spraw Bożych nad sprawami ziemskimi, a nie przeświadczenie, że jest lepszy i do szarej posługi to go szkoda, on jest od zajmowania się samymi poważnymi sprawami.