Codzienność, Znaki nadziei
Tak, przemijanie
dodane 2025-06-18 11:19
Sprawdzę jeszcze na starych mapach, ale...
Czas wakacji. No i plany. Już skromne, uwzględniające nie tylko ograniczenia wynikające z ograniczanego czasu wolnego, ale i sił fizycznych. Jeden taki plan dotyczy pogranicza Gór Bardzkich i Sowich. Okolic Srebrnej Góry. Nie czekając na wyjazd postanowiłem odświeżyć znajomość z tamtą okolicą zaglądając w mapy Googli. Wszak ostatnio byłem tam... No, już prawie 20 lat temu. Zdziwiłem się... Bo pierwszy raz...
Który to było rok? 1999? 2000? Może 2001? Jakoś tak. W każdym były ferie. A że pracowałem w szkole... Polskie Karpaty znałem już wtedy dość dobrze. Nie tylko Główny Szlak Beskidzki. Tatry... Cóż, zaczynałem się już w nich trochę dusić. Zwłaszcza zimą. Nie jakaś, jak wcześniej, Gąsienica czy Piątka. Ciągle Zakop i Zakop. Dolinki, czasem jakiś Kasprowy, Giewont, Grześ, Trzydniowiański... Sudety, poza Kotliną Kłodzką, w której zdarzyło mi się być ze trzy razy, były mi całkiem nieznane. Postanowiłem to zmienić. Siadłem w pociąg. Wysiałem w Bardzie. Koło południa. Do Srebrnej Góry, gdzie wtedy funkcjonowało jeszcze schronisko, spory kawałek. Z pięć godzin. Zima, luty, dzień krótki. Koło piątej robiło się już całkiem ciemno. A drogi nie znałem...
Dlaczego akurat okolice Żdanowa tak mocno wryły mi się w pamięć? Było koło szesnastej. Szarzało. Raczej głównie z powodu chmur, nie kończącego się dnia. Szedłem asfaltową (chyba, tak mi się wydawało) drogą. Żywego ducha. Tylko wiatr miótł po asfalcie delikatne firanki śniegu. Niby, według mapy, zbliżam się do jakieś wsi, ale jakoś pusto. Do celu zostało mi jeszcze z ponad godzinę. Zadzwonił telefon. Żona pytała, jak tam...
Parę lat później, już latem, szedłem tamtędy raz jeszcze. Ale żaden szczegół z tamtej okolicy nie zapisał mi się w pamięci. Dziś pozostało tylko tamto pierwsze wspomnienie. Chyba głównie z powodu tego telefonu. Pamiętam tą szarość, mieciony wiatrem śnieg, pustkę i niepewność, czy kiedy zrobi się ciemno nie pogubię się pod tym Ostrogiem, przez który idąc do Srebrnej musiałem jeszcze przejść...
I to mnie właśnie najbardziej zdziwiło, gdy na mapach Googli odbyłem wirtualną podróż po tamtej drodze. Las, las, las. Gdzie te zapamiętane przeze mnie pustki? Czyżby pamięć sprawiła mi aż takiego psikusa? A może pustki pojawiały się dopiero po zejściu z drogi? Nie wiem. Nie sądzę. Postaram się to w czasie tych wakacji sprawdzić. No ale skoro minęło dwadzieścia pięć lat... Tak, to możliwe.
Tamtą wędrówkę prawie każdego dnia kończyłem ścigając się z zapadającym zmrokiem. Zakończyłem ją w karkonoskiej Przesiece. Na więcej zabrakło... Chyba serca. Parę lat później, już latem, w 2003 roku, przeszedłem ją w drugą stronę. Od samego Świeradowa. Między Karkonoszami z Rudawami, a Suchymi wybierając inny, północny wariant.... Ale to ta pierwsza, zimowa, trochę szalona wędrówka, jak pierwsza miłość mocniej zapadła mi w pamięć. Te śniegi, te szarości, ten wiatr...