Zielono mi na co dzień
Kiedy autorytet zawodzi
dodane 2020-02-23 17:39
Ponad rok nic tutaj nie pisałam, ale wczorajsza wiadomość liderów L’Arche International poruszyła mnie do głębi i chyba kilka słów tutaj zostawię.
Stephan Posner i Stacy Cates-Carney opublikowali wczoraj długi i bolesny list do wszystkich przyjaciół L'Arche z wnioskami po przeprowadzonym śledztwie w sprawie założyciela L'Arche i Wspólnoty Wiara-Światło. Kilka osób opublikowało swoje przemyślenia, Dariusz Piórkowski (fb) czy Łukasz Sośniak (fb) zastanawiają się jak w człowieku łączy się dobro i zło, jak człowiek, który inspirował tyle osób do dobrych dzieł sam prowadził podwójne życie. Dylemat o którym pisali liderzy Arki, rozlewa się na wiele innych postronnych osób.
Ja w tej całej sprawie zastanawiam się nad jeszcze jedną kwestią - autorytety kierownika duchowego. Bo do nadużyć i wykorzystywania dochodziło właśnie w kontekście indywidualnego kierownictwa duchowego. W pierwszej chwili pomyślałam sobie - no jak to możliwe? Przecież uduchowiona rozmowa i seks to dwa różne bieguny. Ale bardzo szybko otrzeźwiałam. Przypomniałam sobie jak, że 5 lat temu jak cała pokiereszowana przez moją byłą wspólnotę, wylądowałam znów w swoim rodzinnym mieście i próbowałam wtedy nie zerwać z Kościołem właśnie łapiąc się "jakiegoś" kierownika duchowego. Dziś patrząc na swój tamten stan myślę, że byłabym bardzo łatwą ofiarą, gdyby człowiek, któremu zaufałam miał wobec mnie złe zamiary. Niewiele mi wtedy zostało mechanizmów obronnych, a desperacko szukałam bezpieczeństwa i stabilności. Łakomy kąsek, można rzec.
Poszłam wczoraj na długi spacer zastanawiając się, czy bardziej złoszczę się na to co robił Jean Vanier czy na to, że się o tym dowiedziałam. I chyba bardziej przygniatała mnie widza, niż sam fakt. Wolałabym nie wiedzieć. Z przerażeniem odkryłam, że wolałabym żyć w nieprawdzie niż konfrontować się ze światem, który znów mnie zawiódł. Musiałam to głośno przyznać.