nauka która nie jest nauką
wieczny student
dodane 2017-08-20 18:28
Końcówka urlopu rzeczywiście ma to do siebie, że zajmuję się sprawami na które normalnie wydaje mi się, że nie mam czasu. Pomyślałam, że może warto jednak wrócić na studia i dokończyć tą nieszczęsną teologię, w końcu połowę jej już zaliczyłam, więc została ta część "z górki" i... magisterium ;) powinno się dać. Myśl wydawała się na tyle natrętna, że postanowiłam zrobić kilka kroków - dowiedzieć się jakie mam możliwości, policzyć koszty, spojrzeć z radością na korzyści i stwierdzić czy warto.
Pierwsze to czeka mnie niezła przeprawa z władzami uczelni by uznać mi zaliczone przedmioty i wcisnąć mnie gdzieś w środek kursu. Musiałabym również dojeżdżać do Warszawy by móc marzyć o kontynuowaniu nauki po 8 latach przerwy - jest to trudne, ale wykonalne. Ten punkt jest też niezależny czasowo - to tak długa przerwa, że bez różnicy czy zrobie to teraz czy za dwa lata - i tak, i tak zakres studiów się zmienił i będzie dużo różnic programowych.
Koszty: PKP to taka świnka bez dna mam wrażenie ;) O ile czesne nie jest jakieś z kosmosu (ba! nawet mniej by wyszło niż płaciłam tych kilka lat temu jak studiowałam w Tczewie), to koszty przejazdów wydają się nie mieć granic. O bilecie "promo" za 45zł, jakim się chwali PKP, w weekendy a trasie 3miasto-Wawa mogę zapomnieć. Zakładając, że zawsze kupowałbym bilet miesiąc wcześniej to i tak muszę liczyć 69zł + 99zł w najbardziej optymistycznym wariancie, albo weekendowy za 164zł + 10zł za każde EIP (a głównie te pociągi na trasie jeżdżą), ale zawsze mogę się spóźnić na powrotny i wtedy zapłacić standartową stawkę... i tak 8x w semestrze. Jedynym pocieszeniem w kosztach jest nocleg - na przyjaciół zawsze mogę liczyć! A i kilka tanich noclegów też by się znalazło w stolicy.
Ale niepodważalnym atutem byłoby spotkanie masy nowych ludzi z różnych środowisk, zajmujących się wieloma różnymi dziedzinami... przyznam się, że ostatnio właśnie tego najbardziej mi brakuje. Co prawda na co dzień w pracy mam możliwość poznania i kontaktu z wieloma osobami, z różnych czasem odległych zakątków świata - jednak oni wszyscy skupiają się wokół szeroko rozumianego IT.
Właściwie to miałam wiele plusów i minusów - cały dzień chodziłam raz to rozanielona tym pomysłem, to znów przerażona. Dopiero jak usiadłam i rozrysowałam zależności, zagrożenia i możliwości uświadomiłam sobie, że:
- połowa moich minusów dotyczy przyszłości, która się nie wydarzyła jeszcze! Tzn w mijającym roku, miałam kilka pomysłów, uczestniczyłam w kilku inicjatywach czy to w ramach próbowania, czy to rzucania propozycji. One mogą ale nie muszą wyewoluować w fajne projekty. One mogą ale nie muszą być czasochłonne - to się dopiero okaże bo póki co czekam na odpowiedź od innych osób. Nie powinnam brać pod uwagę tego co nie istnieje ;)
- z pozostałych minusów tylko jeden był realnie ciężki - widząc moją pracę, patrząc na to ile sił mi ona na dzień dzisiejszy zabiera (konkretne popatrzenie na ostatnie pół roku) mogę nie mieć siły funkcjonować tak na dłuższą metę. Do tej pory weekendy pożytkuję na regenerację sił, a tutaj musiałabym liczyć, że często w piątek bezpośrednio z pracy szłabym na pociąg i wracała późnym wieczorem w niedzielę, do tego dochodziłyby inne zaangażowania - i co prawda do końca roku nie miałabym dwóch spraw na weekend to... realnie między październikiem a grudniem miałabym zaledwie 4 "wolne" (wliczając w to ten z Bożym Narodzeniem ;) ). Dość mało, za mało jak na mnie teraz.
- część moich plusów była niezależna od czasu (analogicznie do przykładu przytoczonego wyżej) - one nie mają presji czasu, lub nie są wyjątkowe (jeśli określiłam jako plus możliwość rozwoju to będzie nim i studiowanie teologii, jak i poznawanie nowych technologii - pytanie w co będę inwestować siły)
- mam jeden bardzo silny plus: "nowe kontakty, nowi ludzie" - to coś czego tak wyraźnie nie widziałam, póki tego nie zapisałam, a więc mam potrzebę poznawania nowych ludzi, a to cenne odkrycie na teraz ;)
Ostatecznie, już całkiem chłodno mogłam spojrzeć skąd te różne emocje we mnie pochodziły. I nagle decyzja też jakaś taka prostsza była. Spokojnie myśl o studiach mogę odroczyć w czasie. Najdalej za dwa lata jednak powinnam ją znów zweryfikować.
Ot, kartka długopis i 40min spokojnego myślenia ;)