Science
Pani inżynier
dodane 2009-06-27 16:58
No to koniec! A egzamin był nadzwyczaj sympatyczny - pełen relaks, dużo żartów, po 4 godzinach egzaminowania nagle jak z kolegą weszliśmy komisja się obudziła. Ba! Co gorsza obudził się i przewodniczący komisji (rektor), który do tej pory w ogóle nie brał czynnego udział w egzaminowaniu. No i się zaczęło - promotor piła straszna milion pytań, recenzent już nie wspomnę, ale wykładał mi elektronikę i pochodne wariactwa i też zawsze mieliśmy na przysłowiowym "pieńku" oraz rektor specjalista od zarządzania. Prezentacja pracy z racji, że była dedykowana dla uczelni wciągnęła do granic możliwości rektora, który zaczął pytać o zarządzanie (sic!), recenzent doszedł do wniosku, że nie ważne że moją specjalnością jest inżynieria systemów informatycznych i zafundował mi pytanie rodem z grafik komputerowej, a promotor dobił jednym ze swoich koników tj. jakością a dokładniej zapewnieniem jakości i męczył mnie normami ISO i całą resztą potworów :] Jak pech to pech.
No ale ja miałabym nie wybrnąć? W końcu te studia były czterema latami nieustannych przyjemności (z przerwami na nieprzyjemności ;) ), nauką mogłam się bawić więc i pytania nie ze swojej dziedziny nie były mi straszne :D Efekt był taki, że komisja padła na kolana i doszła do wniosku, że obrona bezapelacyjnie na celujący... A potem bardzo szybko zaczęli się tłumaczyć bo regulamin uczelni nie przewiduje takiego stopnia i wyszło na to, że komisja nas przepraszała, że tylko 5 nas obdarowali ;) hehe... więc na koniec się trochę pośmialiśmy a żegnając się zarówno mi jak i promotorowi zakręciła się łezka w oku. Szkoda, że już koniec :)