nauka która nie jest nauką
Doświadczenie Liturgii...
dodane 2009-04-12 23:53
Do kościoła przyszliśmy przed 22, wyszliśmy po 7 rano... było pięknie ze względu na Niego, choć ludzie wydaje mi się sami sobie utrudniali. Nie widzę sensu by Liturgię Słowa rozwlekać na 6h. Patrzyłam na zgromadzonych i widziałam jak z kolejnymi czytaniami coraz mniej rozumieją, jak z każdą chwilą coraz trudniej rozróżniać słowa. Tak Pascha = czuwanie, ale czy za wszelką cenę? Czy nie lepiej dostosować całość do możliwości percepcyjnych człowieka?
Jeden aspekt był naprawdę ważny – to jest NASZA Pascha, ale ujęłabym to inaczej – to jest nasze. Ten wspólnotowy wymiar spotykania się bo... no właśnie bo nasz Pan tak robił? Bo my tu teraz z Nim? A może to jak podróż w czasie do czasów apostolskich, gdy uczniowie spotykali się by słuchać i rozważać Słowo. Wprowadzenie do czytania, czytanie, wprowadzenie do pieśni i pieśń wiążąca w całość. Ale nie wprowadzenie teologiczne ale takie do przesady moje. Idea szalenie piękna, pewnie pierwotna, ujmująca za serce...
Ale Dobry Boże to nie może trwać 6 godzin! Ludzie walczący ze snem to najbardziej przykry widok Liturgii. Szanuję świadectwo i doświadczenie, ale wprowadzenia w tekst liturgiczny nie można zrobić z marszu i wymagać od ludzi poznających swoją wiarę by na zawołanie mówili z sensem (czyt. nie nudzili). Mówić, czy głosić trzeba się nauczyć, ale czy miejscem nauki powinna być najpiękniejsza Liturgia roku?
Ile ja już złego o tej Liturgii neońskiej słyszałam, idąc na nią zastanawiałam się, że przecież to „nie klęczenie” zupełnie mi się nie zmieści w kryteriach akceptowalności, ale znów się okazało, że to nie tak. Że Liturgia w tym gronie (szczególnym gronie Kościoła) musi tak wyglądać. To niesamowite jak ona się dostosowuje, wszak „jeden Duch i jedno serce”...
________
- a Ty Mrówka to może teraz na Drogę wstąpisz?
- na drogę to ja już weszłam, choć może nie NEO, ale bardzo katechumenalną ;)