Zielono mi na co dzień
Ja, On i 3 babcie
dodane 2009-04-10 21:50
Z rozpędu wzięłam dziś brewiarz, pojechałam rano do kościoła i dopiero jak uklękłam zdałam sobie sprawę, że to przecież już nie ta parafia, że tu nikt śpiewać Jutrzni nie będzie. I zrobiło mi się jakoś tak dziwnie smutno.
Przyjeżdżając na wieczorną Liturgię znów nie miałam gdzie zostawić samochodu, z dnia na dzień tych aut jest coraz więcej. Potem była celebracja - taka zwykła, nijaka, szara... ksiądz się gubił, LSO się gubiło, nastrój to już w ogóle dawno się zgubił, a mi brakowało sił by stać. W końcu zakończyła się adoracja krzyża i kościół opustoszał. Ja, On, 3 babcie i proboszcz kszątający się po prezbiterium. W końcu farorz jakby nigdy nic wspiął się na podwyższenie, złapał monstrancje, schował się za grób i narzucił welon po czym jakby nigdy nic odstawił ją na miejsce, ot tak, byle stała, w końcu nie musi być prosto. Potem przemaszerował przez kościół minął krzyż jakby niby nic i pomaszerował do domu. Ja, On i 3 babcie.
Po co o tym piszę? Wczoraj wracając z kościoła po Mszy św. patrzyłam na świat, który wielkości tych dni nawet nie zauważył. Słońce chowało się za horyzont, na drodze kierowcy dalej rozwijali poddźwiękowe prędkości, pani pod sklepem zamiatała, ale to norma. Dziś patrząc na wnętrze kościoła odniosłam takie samo wrażenie - jakby nigdy nic... nikt nie zauważył... jakby to wszystko było wspomnieniem, teatrem corocznie granym, aktorzy skończyli, wróćmy do swego życia. Ja, On i 3 babcie.