Dziennik pokładowy
Dzień 0
dodane 2007-07-03 23:25
Upatrzyłam sobie pociąg kilka dni temu, obmówiłam wszystko do końca, nawet mnie zawieźli na dworzec i zaciągnęli wielki bagaż. Pożegnaliśmy się i usiadłam czekając na pośpieszny o dumnej nazwie "Narew". Jak to zawsze z PKP ciuchcia się spóźniła, ale co tam! Otwieram jedne drzwi a tam ludzie krzyczą: "No tutaj to już nikt się nie zmieści", idę dalej "wskakuj tylko nie pakuj bagażu", to idę jeszcze dalej ale tutaj próbuje się wepchnąć około 6 osób... W końcu poszłam na sam początek składu z mocnym postanowieniem, że i tak wejdę niezależnie od tego co usłyszę. Jakiś chłopak złapał bagaż, ja się jakoś przecisnęłam i wtłoczyłam się w jedyną wolną przestrzeń na podłodze.
- ech widać, że wakacje się zaczęły
- eee... to tylko koncert :]
- aj... no racje Rad Hot'ci dziś! To co Wy wszyscy tam?
- a jak!
siedzieliśmy w przedziale rowerowym (na szczęście bez rowerów, choć Przyjaciel złośliwie zauważył, że mnie coś ciągnie do 2 kółek ostatnio...): ja, 3 studentów, jeden animator oazowy, który jechał na rekolekcje właśnie, dwie licealistki i kilka jeszcze osób co chwilę do nas przychodzących i wracających nie wiadomo dokąd.
student1: A Ty co tam czytasz?
licealistka: ziemie polskie pod zaborami...
student1: no Ty to masz lektury... zresztą po co Ci to? no chyba nie na studia bo tam w ogóle wiedza nie potrzebna
student2: no tak bez gotowca nie ma co startować
student1: nie wyobrażam sobie studiowania bez ściąg! to niemożliwe!
Mrówka: jak to nie? Ciągnę dwa kierunki i na studiach ani razu nie ściągałam
student1: jak to?
Mrówka: studia są chyba po to aby potem korzystać z wiedzy...
s1: a co studiujesz?
M: informatykę i teologię.
s1: no to chociaż jedno to mój konik
s2: hmm... ciekawe które? może teologia?
s1: nie! no przecież informatyka!
Potem porozmawialiśmy sobie trochę o tym jego studiowaniu (pierwszy rok) i 4 egzaminy na wrzesień... no cóż... prawie jak wiekowy student ;) Ja na pierwszym roku na polibudzie siedziałam cicho i nie miałam nawet śmiałości stwierdzić, że wiem na czym polega studiowanie.
Dojechałam do zakazanego, hanyskiego miasta, doczłapałam się do redakcji i... i zatrzymali mnie na portierni bo nie dość, że nieznana twarz to jeszcze z podbitą szczęką... (kiedy to w końcu zejdzie?!). Zaczęło się dzwonienie i szukanie kogokolwiek kto mógłby potwierdzić, że ja to ja a nie bandyta... ech... ale się udało. Wypiłam herbatę, omówiłam szybko co trzeba i uciekłam się zameldować w domu. A w domu jak to w domu... a lewej ksiądz, z prawej ksiądz, nade mną ksiądz ech... czuję się osaczona!