Zielono mi na co dzień
Kiedy wreszcie księża będą mieć jaja?
dodane 2007-06-23 23:00
Miałam dziś egzamin na 10, więc poszłam inaczej niż zawszę na Msze św o 7:00. Jakież wielkie zdziwienie było mojego spowiednika, jak zobaczył mnie w ławce (wszak od dwóch tygodnie skrzętnie wszystkie msze tak przekładał, aby się ze mną nie spotkać). Od tygodnia próbowałam się z nim skontaktować w sprawie spowiedzi. Cierpliwa byłam, a jakże... smsik z ogólna propozycją i ewentualnie wieczorne próby dodzwonienia się na doklepanie konkretnej godziny (dobrze powiedziane, próby!). I tak to było z dnia na dzień, od środy aż do dzisiejszego poranka (w niedzielę o 6 rano wyjeżdżam)... korzystając z okazji poczekałam sobie na księdza po Mszy (w końcu coś się mogło stać, mogli mu telefon ukraść albo cholera wie co innego...). Słowem się do mnie nie odzywając podszedł chwilę pomilczał błądząc wzrokiem po ścianach, w końcu zebrał się na odwagę i jak najszybciej powiedział:
- nie chcę już Ciebie spowiadać
- ... (kee?) ... ?
- ...
- ... chwile... ok, sekundę, To nie mógł mi tego ksiądz choć dzień wcześniej powiedzieć, żebym zdążyła złapać jakiegokolwiek księdza prawnie rozgrzeszającego? Przez tydzień na bezczelnego zlewa ksiądz mój telefon, a na 23h przed wyjazdem, na 2h przed egzaminem mówi mi ksiądz, że mnie nie wyspowiada bo "nie chce"? .... ? .... ?
- ... bo ja dziś rano doszedłem do tego wniosku ... - odwrócił się na pięcie i przyspieszając uciekł.
Zamurowało mnie w pierwszym momencie, jak zniknął mi z oczy zaklęłam sobie wcale nie pod nosem, otrzepałam się i poszłam na egzamin. Czekając na przystanku na autobus zaczęłam pisać smsa. Zaczęłam od tego, że mam ochotę go rozszarpać bynajmniej nie z powodu, że zrezygnował, ani nawet nie z formy, która była żenująca ale dlatego, że przez tydzień mnie zwodził z udzieleniem sakramentu, a na koniec go odmówił tylko z powodu, że nie chciał. Jako księdza go naprawdę szanuję i mimo, że jest młody to widzę w nim potencjał, który tak mi się gryzie z tym co zrobił... nie wiem zupełnie nie umiem tego w żaden sposób wytłumaczyć. Niemniej skończyłam pisać podziękowaniami z jego prawie 3 lata posługi i z ubolewaniem, że czynię to drogą elektroniczną a nie osobiście (bo wypadałoby jednak podziękować osobiście, przynajmniej tak mi się zawsze wydawało). Na co dostałam zdawkową odpowiedź w wyrzutem "... i kto tu komu kazania mówi...". Na co już mniej ciepło wprost napisałam że ja mu i nawet czuję się w obowiązku bo kultury wymagać od niego nie mogę, ale świętości od księdza powinnam żądać.
Nie wiem dlaczego tak to się skończyło, w tak cholernie przykry dla mnie sposób, naprawdę nie wiem... może któryś z księży zwyczajnie świnie mi podłożył (bo niestety w tej parafii są niektórzy do tego zdolni), ktoś tam mi napisał, że może dlatego, że próbuje nieudolnie zerwać z przeszłością (przepraszam, a co ja do tego mam?)... ale naprawdę niezależnie od tego ile będę się wysilać więcej pomysłów nie mam. Bo wiem, że to nie jest człowiek, który by knuł intrygi, obrażał się albo spiskował za plecami, bo ilekroć coś do mnie miał to mówił wprost, za co go zupełnie niezależnie niezmiernie szanowałam (nota bene mógł liczyć na to samo z drugiej strony)... więc co? Nie mam pomysłu.
Ale wnerwia mnie (żeby nie powiedzieć ostrzej) jedna rzecz, że ostatnio coraz częściej trafiam na księży którym zwyczajnie jaj brak, którzy nie umieją wprost powiedzieć, zostawić jasnej sytuacji, już nie wspomnę o jakiekolwiek elementarnej kulturze i umiejętności wychodzenia z trudnych sytuacji. Nie lubię ludzi, którzy nie mają odwagi spojrzeć mi prosto w oczy.
A czy jestem zła? Nie, choć nadal grają we mnie skrajne emocje i naprawdę się cieszę, że przez kilka najbliższych miesięcy nie będę go oglądać. A jak wrócę w październiku trzeba będzie się zacząć rozglądać znów za nowym spowiednikiem hmm...
Szukam spowiednika, do zatrudnienia od października z diecezji gdańskiej (ewentualnie obrzeży pelplińskiej), który ze świętością będzie sprawował Najświętszą Ofiarę, będzie kulturalny i będzie miał jaja. Ktoś chętny?