Zielono mi na co dzień
Ech.
dodane 2007-06-08 21:05
Narobiłam się a wykładowca nie rzucił nawet na moją pracę okiem. Wziął jedynie wydruk dokumentacji z prac domowych na symulatorach i stwierdził, że dołączy tych parę kartek do materiałów na egzamin. Z kolegą chcieliśmy oddać program, oczywiście nic mu się w nim nie podobało i z ironicznym uśmiechem powtarzał "ja Państwa jeszcze z tym trochę pomęczę, ale nie mogę stwierdzić czy zwolnię Państwa z egzaminu", dalekim przegięciem było stwierdzenie "no w razie czego to jeszcze spotkamy się we wrześniu dopracowując szczegóły - ale ja we wrześniu pracuję... - no racja, przepraszam w październiku". W tym momencie chciałam go zagryźć. Obydwoje z K. byliśmy (jesteśmy) śmiertelnie wykończeni ostatnim maratonem (on ma jutro jakiś zabieg chirurgiczny, ja kolejny egzamin - nie ma kiedy odpocząć) i po raz pierwszy zebrało nam się na równoczesną, bezczelną ironię - zaczęliśmy odmawiać wykonywania kolejnych ćwiczeń twierdząc, że jak dla nas są zbyt banalne - grupa miała ubaw po pachy kulając się po podłodze, a wykładowca wziął nas śmiertelnie poważnie i zaczął wymyślać. W końcu otrzymaliśmy ćwiczenie , którego nijak nie można było zrealizować na sprzęcie którym dysponowaliśmy. Zastanawiałam się jak miałam dokonać pomiarów i wykreślić charakterystyki jak oscyloskop wściekle pokazywał przebiegi podobne do wykresu sejsmografu w czasie średniej wielkości trzęsienia ziemi (dla niewtajemniczonych przebieg powinien być piękną, gładką sinusoidą). W pewnym momencie stwierdziłam, że leprze linie uzyskałabym podłączając wszystko językiem (napięcia rzędu 5-10V nie powinny mnie jeszcze zabić). Dziś po laborce oddałam bardzo zgryźliwy protokół. Jeśli chodzi o ten przedmiot czeka mnie kilka wycieczek niedzielnych dodatkowo do tego pana... zaczyna mnie to naprawdę nerwić. Ostateczny termin tej batalii (czyli określenia czy będziemy zwolnieni czy idziemy na egzamin) w niedzielę 17.06.
A dziś ucząc się do teologii zaczęłam się zastanawiać gdzie chciałabym pojechać:
1. Święty Krzyż (chodzi za mną od 2lat, czas by było w końcu zrealizować to chodzenie)
2. Gidle! (miejsca "po drodze" są zawsze najtrudniej osiągalne)
3. Sejny (chciałabym tam pojechać i zatrzymać się na dłużej niż 15min)
4. Wiele(przepiękna kalwaria nad j.Wdzydzkim, która za każdym razem ujmuje mnie za serce, podobnie jak parafialny kościół)
5. Święta Anna - ale nie ta Góra pod Opolem (tam już się szwędałam, było miło), ale ta wioska koło Częstochowy z dominikankami w środku ;)
i kilka jeszcze innych, ale już w tym roku chyba się nie uda dalej pojechać. Zresztą, nie bardzo wierzę aby udało mi się wszystkie wyżej wymienione teraz zjechać... wracam do nauki.