Zielono mi na co dzień
i zamieszka w domu Pana po najdłuższe czasy...
dodane 2007-05-18 23:29
Zdziwiłam się gdy do ołtarza wyszło 6 księży mając świadomość, że ta Msza jest "dodatkowa" w rozkładzie dnia. Z radością patrzyłam jak obok siebie stoi neoprezbiter z księdzem którego tak nie można nazwać od pięćdziesięciu lat. Tak się cieszyłam, że mimo ogromnych problemów zdrowotnych jeszcze jest w stanie odprawiać Mszę św. Nagle uświadomiłam sobie, że widziałam go ostatni raz 9 lat temu "w roli" księdza, a już wtedy był mocno schorowany. Spotykamy się na chrzciny, śluby i pogrzeby (kiedyś wakacje miały równorzędny priorytet, dziś niestety...). Ech...
Nie będę pisać o bólu bliskich, czy o jakiejś naturalności śmierci dla mnie... może to przez pracę w hospicjum, nie wiem... ważne, że odprowadziliśmy J.
Pojechaliśmy coś zjeść, w końcu udało mi się z nim porozmawiać na spokojnie. Nie wiem, ale mam wrażenie, że więcej mi w oczach przeczytał niż w tej krótkiej wymianie zdań. Nie, to nie wrażenie to pewność... dobrze, że niektóre dialogi są zrozumiałe tylko dla rozmówców.
A... no i szef redemptorystów zaprosił mnie do siebie... no niby 80km to nie dużo, ale... dlaczego to wiecznie nie po drodze?