Zielono mi na co dzień
Wielki (to również znaczy długi) Czwartek
dodane 2007-04-05 23:59
Pierwszy raz od kilku lat zdarzyło mi się "wbić" w Wielki Tydzień rzutem na taśmę, tj. w czwartkowy wieczór. Nie jest to powód do dumy, ale pewnie warto o tym pamiętać.
Usiadam sobie po Mszy św. pod tylną ścianą kościoła i obserwowałam. Część ludzi wychodziła, części przepychała się do ciemnicy byle zobaczyć co nowego w tym roku (wystrój od kilku lat się nie zmienia ;) ), kilka osób zabrało się za rozbieranie prezbiterium. Wyszły świece, złożono obrus, otwarto na stałe tabernakulum, zgaszono lampkę, usunięto tą minimalistyczną dekorację. W półmroku stało się pusto i zimno. I jeszcze zasłonięty krzyż, tak jakby odebrać ostatni punkt odniesienia. Hmm... samotność? I dobrze bo właśnie się rozpoczyna dramat osamotnienia.
Wróciłam do domu po północy, w inboxie znalazłam:
Dla mnie W.Czwartek to tylko jedno: MIŁOŚĆ.
Potem przez prawie godzinę wymienialiśmy się smsami, które mieszały radość i wzruszenie. Ot, tak ten dzień się skończył.