Zielono mi na co dzień
Ta obecna młodzież
dodane 2007-03-15 19:19
Zaraz wyjdzie, że piszę coś co jest skazane przeciw mnie, bo jakby nie patrzeć jestem młodzież (a niech ktoś spróbuje się z tym nie zgodzić!). Mam 22 lata, podwójne studia na głowie, jakieś aktywności charytatywne w postaci moich kochany Dzieciaków, inne aktywności, a no i nieodłącznych Norwegów. Dużo tego, ale nie narzekam... chciałam to mam. Podstawowym kierunkiem moich studiów jest informatyka, z którą wiążę przyszłość, więc jak mogę coś zrobić już teraz w tej dziedzinie, dokształcić się praktycznie to jak głupia rzucam się na ofertę i próbuję jej sprostać. Ba! prawie całuję po łapkach tego, który coś mi tam wymyśla. Ale to ja... wielokrotnie już pisałam, żem do schematów nie pasuję.
A teraz o młodzieży ogólnie. Mam kolegę, o rok młodszego. Kilka tygodni temu zapukał do moich drzwi i poprosił o pracę. Wiedział, że wysyłam elektromonterów do pracy w Norwegii za nieprzyzwoicie wysokie pieniądze, więc i mu się zamarzyło. Podrapałam się w głowę i miałam dylemat bo byłam w trakcie montowania pierwszej zmiany do stoczni w której nikt ode mnie jeszcze nie pracował. Zależało mi, żeby jechali tam doświadczeni, profesjonalni pracownicy, którzy potwierdzą fachowość i zapewnią popyt na kolejnych ludzi. Marek właśnie skończył szkołę, jak przyszedł do mnie był przed ostatnim zawodowym egzaminem i egzaminem na odpowiednie uprawnienia. I co zrobiłam? No pomyślałam, że trzeba pomagać młodym, że jeśli ja go nie zatrudnię, nie dam mu szansy zdobycia doświadczenia (ba! w naprawdę doświadczonej ekipie) to będzie mu potem coraz trudniej. Zgodziłam się, napisałam do Nilsa (szefa stoczni w Norwegii), że leci jeszcze "młody", którego trzeba będzie podszkolić, ale jak to młodzi jest ambitny i chętny do pracy więc niech ten jeden zawsze w parze z kimś pracuje. Nils oczywiście był zdania podobnego - w młodość trzeba inwestować.
Zmiana trwała 4 tyg. Co się okazało? Niestety Marek pojechał sobie na wakacje... pracował tyle ile chciał, nie miał ochoty ani uczyć się, ani nie zależało mu na dokładności, ani na solidności tego co robił. Nie dał sobie nic powiedzieć, po prostu nie chciał. Nie przedłużyłam mu umowy.
Martwi mnie obecna młodzież, która uważa, że "jej się należy", że trzeba jej wszystko podać na tacy. Która nie chce pracować, która szuka swojego wygodnictwa, a nie zależy jej na rzetelności. Smutno mi bo stworzyłam temu chłopakowi wymarzone warunki do rozwoju - z ekipą z którą miał pracować i na statkach które miał budować (tutaj akurat specjalistyczny statek do badań geologicznych dna morskiego) w bardzo krótkim czasie mógł stać się cenionym i jakże poszukiwanym pracownikim... cóż, każdy z nas codziennie dokonuje wyborów. Nie zawsze słusznych.