Zielono mi na co dzień
PKP Tczew - Gdańsk
dodane 2007-03-10 22:52
Wracałam z uczelni, w ostatniej chwili wpadłam do pociągu już po gwizdku na odjazd. Zdyszana usiadłam na pierwszym wolnym miejscu, zdjęłam kurtkę, wyciągnęłam notatki z wykładu, zaczęłam czytać. Ledwo co zauważyłam konduktora – nie że moja lektura była taka pasjonująca, po prostu byłam śmiertelnie zmęczona, oczy same mi się zamykały. Powoli dojeżdżaliśmy do Gdańska gdy pan od biletów przechodząc przez środek wagonu oznajmił, że będziemy mieli 10-15min opóźnienia ponieważ musimy zabrać pasażerów z pośpiesznego. „OK” pomyślałam, chwilę dłużej podrzemię.
Pociąg zatrzymał się równoległe do zatrzymanego składu, pozostało tylko z tobołkami wyjść z jednego pociągu i wgramolić się do drugiego, był tylko jeden problem – między wagonami nie było peronu! Pierwszy(albo ostatni zależnie od której strony patrzeć) stopień jest mi powyżej pasa, a nie należę do najniższych osób. Popatrzyłam na pasażerów z pośpiesznego – 3-4 osoby powyżej czterdziestki, starsza kobieta, starszy pan, no i kobieta w ciąży. Popatrzyłam na pasażerów osobówki – para zakochanych pod 30stkę, chłopaczek z gębą zbója 20paro letni, dalej kobiety i mężczyźni którzy nie przekraczali na oko 38 lat dość dobrze bawiący się widząc wysypujących się ludzi z wagonów. Zagotowało się we mnie, przez ułamek sekundy zobaczyłam w wyobraźni scenę rozładowywania bydlęcych wagonów w Birkenau i tylko te głupie uśmieszki... jak nam naprawdę niedaleko do tamtych scen... Rzuciłam notatki, wyskoczyłam z wagonu, żeby pomóc tym ludziom. Po kilku minutach wszyscy byli już w moim pociągu. Mili ludzie, ba! bardzo mili jak wszyscy podróżujący pociągami (o ile nie mają ochoty siedzieć w moim przedziale i gadać cały czas na trasie Gdańsk-Katowice(Częstochowa), ale poza takimi skrajnymi przypadkami to pasażerowie pociągów są fajni).
Kiwnęłam głową do konduktora na znak, że już wszyscy, on gwizdnął, że możemy jechać. Wzięłam oddech i popatrzyłam na „radosnych” pasażerów osobówki. Bóg mi świadkiem, że chciałam ich wszystkich pozabijać, już chciałam im strzelić speacha bo jak do cholery można być tak nieczułym na drugiego człowieka, ale... rozejrzałam się w koło tutaj byli ci przemili ludzie, którzy przed chwilą dołączyli do nas, w ich obecności nie wypadało mi nic powiedzieć. Usiadłam na swoim miejscu i w tym dopiero momencie uświadomiłam sobie, że zostawiłam wszystkie dokumenty, pieniądze, kartę do reszty moich pieniędzy i komórkę wprost pod nosem gostka, który nijak od początku nie wzbudzał mojego zaufania, a spotkanie z nim w ciemnej alejce mogłoby się dla mnie źle skończyć. Zajrzałam do plecaka, uff... nic nie zginęło.
Ja się po prostu nie nadaję do tego świata.