Refleksje
Kościół synodalny?
dodane 2024-11-11 20:29
Jesienny czas. Pierwszy tydzień listopada wykorzystuje do zbierania odpustów za zmarłych. W skupieniu odmawiam przepisane modlitwy, w tym „Wierzę w Boga”. Z całą świadomością wypowiadam słowa: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”. Wymienione przymioty Kościoła wyrażają Jego istotę. Co natomiast oznacza Kościół synodalny? – zastanawiam się w myślach. W każdym razie pojęcie to nie zostało włączone w Credo. Oczywiście jest wiele pojęć, których nie wypowiadamy w akcie wiary, a jednak stanowią cechę Kościoła: Kościół pielgrzymujący, Kościół walczący, Kościół rozumiany jako „wspólnota wspólnot” itp. Obecnie na pierwszy plan wysuwa się cechę Kościoła określaną jako „synodalność”, czyli udział całego Ludu Bożego w życiu i misji Kościoła. Kościół synodalny -w założeniu- to taki, w którym jego członkowie, w komunii i słuchając siebie nawzajem, biorą współodpowiedzialność za jego misję. W powyższej definicji nie widzę nic nowego, ani szczególnie odkrywczego, bowiem powszechnie wiadomo, że każdy ochrzczony jest wezwany do tego, by uczestniczyć w trojakiej misji Chrystusa – kapłańskiej, prorockiej i królewskiej. Zatem Synod o synodalności, a zwłaszcza jego II etap zakończony w październiku bieżącego roku był -jak rozumiem- debatą nad tym, jak tę misję urzeczywistnić w życiu Kościoła, na poziomie kontynentalnym i lokalnym, w życiu poszczególnych wspólnot i wiernych.
Medialny natomiast przekaz o Synodzie jest absolutnym zaprzeczeniem tego, do czego dążył Synod, bowiem w ciągu ostatnich paru lat, jeszcze bardziej spolaryzowały się opinie o Synodzie, a także o Kościele, kreowane, nie przez kogo innego, ale właśnie przez katolickie media, które często pozostają w jawnej opozycji do siebie nawzajem.
Nic więc dziwnego, że w sercu zwykłych wiernych (także i w moim sercu) panuje zamęt dotyczący drogi synodalnej i przyszłości Kościoła. Rodzi się pytanie, czy droga synodalna prowadzi do Kościoła Chrystusowego, czy -jak głoszą niektórzy jej przeciwnicy, uważający się za obrońców ortodoksji- prowadzi nas ku przepaści?
Z tymi myślami w sercu, jadę z cmentarza, do pracy. Żalę się Panu Jezusowi, że w nawale różnych spraw, nie mam nawet czasu, by zapoznać się z dokumentem końcowym Synodu. Jednocześnie powtarzam w duchu słowa „Kościół synodalny”. I zadaję Panu Jezusowi pytanie: „Jaki jest Twój Kościół, Panie? Co oznacza synodalność Kościoła?” Przez parę sekund przed oczyma mojej wyobraźni widzę obraz Pana Jezusa. Obraz jest dynamiczny: widzę Jezusa wykonującego murarskie prace. W tym wyobrażeniu Pan Jezus z cegieł buduje swój Kościół!
Ale po kolei. Spróbuje opisać to, co widziałam.
Wzniesienie niewysokie, zielone: niskie drzewa, trawa. Jedno jego zbocze odsłonięte, jest częścią wzniesienia – to biała skała. Wrastając we wzniesienie wraz z nim wznosi się ku górze. Wewnątrz zachowuje strukturę skały (biały nieociosany kamień). Na zewnątrz jej powierzchnia jest gładka i jednorodna, jakby pokrywał ją betonowy fundament. Całość stanowi wytrzymały, twardy materiał, na którym może wznieść się cała budowla. Na szczycie tego wzniesienia postać Pana Jezusa – przechadza się po „wierzchołku” wzgórza, który wygląda jak ścięty stożek: stanowi płaską, szeroką przestrzeń, jak teren przygotowany pod budowę. Następnie z cegieł (prostokątnych, ceramicznych) Pan Jezus buduje cegła po cegle własnymi rękoma wysoki mur. Wyrasta on przed Nim. Odwraca się i z boku buduje kolejny fragment muru. Mam nieodparte wrażenie, że buduje te mury (stanowiące nawy Kościoła) wokół Siebie, tak, że po ukończonej budowie Pan Jezus pozostanie w środku, w samym centrum tej budowli. Jezus buduje bez użycia żadnych narzędzi – swoimi dłońmi. Nie ma też żadnych pomocników, buduje sam. Jego ręce są ubrudzone zaprawą, która stanowi spoiwo dla cegieł. Pan Jezus – Murarz wznosi budowlę swojego Kościoła, która w ostatecznym kształcie staje się bryłą, zbudowaną na planie czworoboku, z bramami skierowanymi we wszystkie strony świata, z wieżami, wznoszącymi się ku niebu. Budowla z cegieł wraz z fundamentem stanowi nierozłączną monumentalną całość. W ostatecznym kształcie wybudowany przez Chrystusa Kościół przypomina zamek warowny (pałac?) zbudowany na skale. Otynkowane mury (ściany, nawy) świątyni wyrastają ze skały, wewnątrz wzniesienia. Następnie oczom mojej wyobraźni ukazał się kościółek z wysoką wieżą z krzyżem na szczycie, wznoszącym się ku niebu. Łącząc ze sobą te obrazy, pomyślałam, że ów pałac wybudowany przez Chrystusa to Jego Kościół.
Medytując nad tym wyobrażeniem, zauważyłam podobieństwo do wzniesienia, które widziałam podczas Ukrzyżowania Pana Jezusa. Wtedy widziałam gdzieniegdzie białe kamienie, teraz dostrzegłam, że wnętrze tego wzniesienia to twarda, lita skała. Może dlatego podczas wbijania Krzyża w ziemię, miałam wrażenie, jakby uderzył On w skałę. Był wbity bezpośrednio w ziemię, ale pomimo mocnego uderzenia (wręcz huknięcia) nie wszedł w nią głęboko. Wewnątrz wzniesienia jest bowiem skała. W ziemię, do wnętrza tej skały musiała wsiąknąć Krew Chrystusa. Kościół Chrystusa jest zbudowany na Ofierze Chrystusa, na Jego Krwi. On jest kamieniem węgielnym całej budowli i On jest jej jedynym budowniczym.
Kiedy przypatrywałam się skale na zboczu wzniesienia dostrzegłam, że ta skała jest pokryta betonem, takim samym jak stosowanym przy budowach domów, czy budowli sakralnych, ale białego koloru. Pomyślałam o bieli szat papieskich i zdaniu Chrystusa wypowiedzianym do Szymona, w odpowiedzi na ujawnienie przez Apostoła prawdy o Panu Jezusie, że jest On Synem Bożym i Mesjaszem. „Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18). Kościół budowany jest na Chrystusie, ale Kościół budowany jest także na Piotrze. Wyznanie Piotra pochodzi od Ojca, można go przyjąć jedynie na płaszczyźnie wiary. Dlatego Piotr staje się opoką – wskazuje innym pewną drogę, drogę wiary, drogę zawierzenia Bożemu Objawieniu. Otrzymuje najwyższą władzę w Kościele (prymat Piotra), ale jednocześnie największą odpowiedzialność. Ma być oparciem dla wiary Kościoła, w którego będą uderzały siły zła. Ostatecznie zwycięstwo w walce pomiędzy światem reprezentowanym przez moce ciemności, a światem wiary reprezentowanym przez Piotra, należy do Kościoła.
W Kościele istnieje zatem prymat Piotra (biskupa Rzymu), któremu podporządkowani są pozostali biskupi (następcy Apostołów) i kapłani (prezbiterzy- pomocnicy biskupów). Od początku zatem Kościół, który Pan Jezus tworzył na ziemi miał strukturę hierarchiczną z niewidzialną Głową, którą jest Chrystus (Skała wewnątrz wzniesienia) i widzialną Głową Kościoła w osobie Piotra oraz kolegium biskupów podporządkowanych pierwszemu papieżowi. Wybrał ich sam Pan Jezus i ich powołał, aby Jego naukę przekazywali przyszłym pokoleniom. To oni i ich następcy stanowią Urząd Nauczycielski Kościoła.
Wznoszące się mury Kościoła oparte są o ten fundament. Cegła, z której są budowane jest krucha. Podczas nakładania jednej cegły na drugą powstaje mgiełka ceglanych okruchów. Natomiast w dłoniach Jezusa, z tych kruchych cegieł, powstają solidne nawy Kościoła. Wsparte są na kamieniu węgielnym, którym jest Chrystus i na Apostołach, którym Pan Jezus udzielił swojej władzy i łaski pośredniczenia w Jego zbawczej mocy (por. Ef 2, 20). Święty Paweł mówi o "fundamencie apostołów i proroków" - z kontekstu wynika, że chodzi tu o ciągłość pomiędzy Starym, a Nowym Testamentem, to znaczy, że jako chrześcijanie jesteśmy uczestnikami obietnicy danej przez Boga Izraelowi, w Chrystusie, w Jego Krzyżu, ta obietnica się urzeczywistniła.
Przyglądając się budowie czułam, że jestem cegłą w ręku Pana. Cegły bowiem to wszyscy ludzie ochrzczeni – Lud Boży, z wielością swoich charyzmatów. Nie stanowią oni fundamentu, ale zespoleni z fundamentem, stanowią część tej pięknej budowli.
Widzę w tym odrębność funkcji, urzędów (fundament nie był zmieszany z cegłą), ale jednocześnie jedność budowli, przy całej różnorodności charyzmatów. Każdej cegle sam Pan Jezus wyznacza miejsce i każda w tej budowli ma ważne zadanie do spełnienia. Wszystkie cegły wspierają się na fundamencie Chrystusa i Piotra. Innymi słowy to ja ze swoją wiarą, która jest darem Boga, mam oprzeć się o tę Opokę, którą jest Piotr. Chrystus (Budowniczy) i Duch Święty (zaprawa, która spaja wszystko) jest gwarantem naszej jedności jako Ludu Bożego. Natomiast na papieżu spoczywa obowiązek strzeżenia depozytu wiary wynikającego z Objawienia i Tradycji (Pismo święte i doświadczenie, żywa pamięć Kościoła). Piotr umocniony przez Jezusa ma utwierdzać braci (por. Łk 22,32), to znaczy pokazywać drogę, która jest drogą Prawdy, pewną drogę, wiodącą do życia wiecznego.
Wróćmy do Kościoła synodalnego. Dla mnie synodalność Kościoła nie polega na tym, żeby obsadzać urzędami ludzi (choćby byli to mężczyźni i kobiety wielkiej wiary i wielkiego Ducha) spoza Kolegium Biskupów i dopuszczać ich do biskupiej władzy. Ich zadanie w Kościele jest inne – są prorokami, nauczycielami itp. Nie umniejsza to ich wielkości. Czyż nie jest wielkim darem łaski być cegłą w rękach samego Boga, częścią Jego budowli, Jego świątyni? Iluż ludzi nawet nie słyszało o Chrystusie! Iluż Go odrzuciło, nie rozumiejąc Jego nauki. Iluż nie rozumie ścisłego związku Chrystusa z Kościołem! My natomiast jesteśmy Jego Kościołem. Mamy w Nim swój udział, każdy na miarę otrzymanego daru Jego łaski!
Natomiast ważne jest, żeby grupy chrześcijan, którzy uznają w Panu Jezusie Boga i Mesjasza, nie stali się jakimś murem cegieł oddzielonym od całości budowli, bo oni stanowią Kościół Chrystusowy o tyle, o ile są włączeni w całość jaką jest Kościół.
Mówiąc o Kościele otwartym Joseph Ratzinger doceniał ożywienie struktur lokalnych Kościoła, wprowadzenie języków narodowych do liturgii, żywotność działań episkopatów poszczególnych krajów, ale jednocześnie przestrzegał, że istnieje także wymiar negatywny powyższych zmian „(…) tam mianowicie, gdzie wspólnota zamyka się sama w sobie i chce być samowystarczalna, tam również, gdzie poszczególne obszary narodowe idą własną drogą i zapominają, że są Kościołem tylko dzięki całości i w relacji do niej”. I dalej głosił Ratzinger: „(…) Kościół jako całość nie jest tylko organizacyjnym dachem, lecz rzeczywiście reprezentuje sam Kościół oraz że dana społeczność chrześcijańska tylko wtedy pozostaje Kościołem, kiedy jest nim w owej całości”. Zasadniczym zatem kryterium, na które wskazywał przyszły papież Benedykt XVI, czy dana wspólnota jest zebrana w Jego Imię (imię Chrystusa) i czy jest tym samym Kościołem (Kościołem Chrystusa) stanowi jej trwanie w całości. „Chrystus w każdym poszczególnym zgromadzeniu kościelnym jest cały i w całości Kościoła tylko jeden”. Dlatego wskazywał, że każda wspólnota musi otworzyć się na całość Kościoła, rezygnując tym samym z zamykania się i autonomiczności, rozumianej jako odrębność od całości.
W tym kontekście bałabym się przynależności do wspólnot, które głoszą, że mają jakiś „monopol” na Pana Boga – tylko ta liturgia, tylko łacina, tylko ten sposób przeżywania wiary; bałabym się fanatyzmu religijnego, który izoluje od całości Kościoła, i zamyka w ciasnych strukturach własnych wyobrażeń. Tradycja Kościoła jest żywa, Pan Jezus nadal buduje Kościół. Buduje Go przez wieki, przez kolejne pokolenia.
Z drugiej strony niebezpieczne są sytuacje, w których jakaś wspólnota uważa, że już tak hula w niej Duch Święty, że jej członkowie nie potrzebują Kościoła Chrystusowego (fundamentu - Eucharystii, hierarchii). Kościół Chrystusowy jest bowiem zbudowany na Ofierze Chrystusa. Ta ofiara uobecniana w sposób bezkrwawy na ołtarzach świata jest sercem i szczytem Kościoła. Sercem, ponieważ z Eucharystii Kościół czerpie swoją moc, szczytem, ponieważ jej celem jest zjednoczenie wszystkich ludzi w Chrystusie. Kościół zbudowany jest także na Piotrze (obecnie urząd Piotra sprawuje papież Franciszek), na fundamencie Apostołów. Ponieważ wspólnoty akcentujące działanie Ducha świętego nader często opierają się na Biblii, przypomnę słowa Benedykta XVI z Verbum Domini (29,30): „(…) właściwym miejscem interpretacji Biblii jest życie Kościoła”. Czyli -to już moje rozumienie- Tradycja Kościoła, żywa wiara Kościoła, doświadczenie Kościoła. I dalej: „(…) to właśnie wiara Kościoła uznaje Biblię za słowo Boże. Jak mówi wspaniale św. Augustyn, «nie wierzyłbym Ewangelii, gdyby nie skłaniał mnie do tego autorytet Kościoła katolickiego». To Duch Święty, ożywiający życie Kościoła, uzdalnia do autentycznej interpretacji Pism”. Następnie głosi papież za świętym Hieronimem „nie możemy nigdy sami czytać Pisma świętego. Spotykamy zbyt wiele zamkniętych drzwi i łatwo błądzimy”. Pismo święte należy zatem czytać w jedności z Kościołem, w jedności z tą całością jaką jest Kościół.
Akcentując rolę świeckich w Kościele i odkrywanie przez Kościół laikatu Ratzinger przestrzegał przed fałszywymi formami „teologii laikatu”. „Przez teologię laikatu rozumie się dzisiaj coraz bardziej walkę o nową formę kościelnego urzędu, co jest przecież samo w sobie sprzecznością. Ponieważ świecki albo jest świeckim, albo go w ogóle nie ma. Teologia laikatu, która jest nagłaśniana jako walka o ilościowe proporcje w zarządzaniu Kościołem, stanowi karykaturę samej siebie, nawet jeśli nieporozumienie to ukrywa się pod pojęciem synodalnych rządów w Kościele”. Precyzując tę myśl Ratzinger konkluduje, że Kościół nie może zajmować się tylko samym sobą i przestrzega, aby siłę, którą Kościół otrzymał do służenia, i bycia dla innych nie zużywać na spór o panowanie. „Kościół, który siebie należycie rozumie i przeżywa, taki Kościół nie patrzy na siebie samego, lecz pewnym krokiem zmierza przed siebie i działa dla innych”. W innym miejscu Ratzinger uważa za małostkowe „trwanie w resentymentach i na ciągłym liczeniu ran, które w minionym czasie otrzymywano od Kościoła, albo przyjmowano dla Kościoła”.
Za realizację idei braterstwa uważa natomiast dążenie Kościoła, by „odsłaniać człowiekowi to, że żyje wśród braci i sióstr, i samemu żyć tym odkryciem”. Braterstwo ludzi ma polegać na tym, że dzielą się Chrystusem z innymi. „Chrystus jest odkryciem człowieka dla człowieka”. W tym sensie, wśród wielości posług, zawsze chodzi o konkretnego człowieka i realizację wobec niego chrześcijańskiej miłości bliźniego. „W rzeczywistości bowiem - pisze Ratzinger- każdy konkretny człowiek jest nieskończenie przez Boga kochany i ma nieskończoną wartość. Jak to głęboko ujął Pascal, Chrystus do każdego mówi: W mojej śmiertelnej trwodze myślałem o tobie. Te kroplę krwi za ciebie przelałem”. Spotkanie z miłością, która przywraca sens, spotkanie z kimś kto dla nas okazał się bratem ma odkupieńczą moc. „Żadna reforma (…) nie uczyni tego daru zbytecznym”. Myśl Ratzingera zmierza do tego, że wszelkie inicjatywy podejmowane przez świeckich mają rodzić się niejako oddolnie przez serca poruszone wiarą i być skierowane na konkretnego człowieka pozostającego w potrzebie. Zawsze chodzi tu o dzielenie się wiarą, nadzieją, miłością wobec innych, o ratowanie chociażby jednej duszy, jednego człowieka. Bo – jak mówi św. Chryzostom - „Nic na świecie nie dorównuje wartości jednej duszy (…)”.
Jeżeli Kościół ma być synodalny to właśnie w tym znaczeniu – nie chodzi tu o zmianę jego struktur, ani o politykę, czy władzę, nie chodzi o sam wymiar instytucjonalny Kościoła, ale zawsze chodzi o miłość, bardzo konkretną miłość Boga i człowieka. Zawsze chodzi o relację do Chrystusa i relację do człowieka.
Święta matka Teresa z Kalkuty zapytana, co według niej powinno się zmienić w Kościele odpowiedziała: „Ja i ty”!
Synod o tyle spełni swoje zadanie, o ile zaowocuje budowaniem głębokiej więzi poszczególnych wiernych z Chrystusem, która z kolei znajdzie wyraz w szeroko rozumianej służbie drugiemu człowiekowi – każdemu człowiekowi będącemu w potrzebie. Droga synodalna to zatem droga nawrócenia ku Chrystusowi, który każdemu z nas wyznacza odpowiednie dla jego stanu zadania (posługi) w Kościele.
Widząc wielkość Ofiary Chrystusa i Jego utrudzenie w znoszeniu przez pokolenia gmachu Kościoła, nie martwię się o Jego losy. Naprawdę buduje Go sam Pan Jezus!
Listopadowe dni przypominają nam o tym, że istnieje także Kościół cierpiący (czyściec) i Kościół tryumfujący (święci w niebie), że jesteśmy „współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2,19) – członkami Bożej rodziny. Oby wszystkie prace Synodu przyczyniły się do tego, byśmy „rośli na świętą w Panu świątynię”, by stanowić „mieszkanie Boga przez Ducha” (por. Ef 2 21-22)!
------
Wszystkie cytaty Josepha Ratzingera pochodzą z jego wykładu wygłoszonego 25 kwietnia 1970r w Monachium pt. „Antropologiczne podstawy miłości braterskiej”, pełny tekst można znaleźć w: „Joseph Ratzinger. Opera Omnia. Kościół – znak wśród narodów” VIII/1 (Wyd.KUL,2013, str. 93-105).