Refleksje

Słowa, pojęcia i ...parę słów o dwóch drogach poznania

dodane 20:01

Rozmawiam z ośmioletnią dziewczynką. W ferie wyjechała z rodzicami na narty. Wiem, że to jej pierwsze zjazdy. Pytam:

- I jak? Jeździłaś pługiem?

- Nie… A co to pług? Jeździłam „na pizzę”!

- Na pizzę?! Czyli jak?

- No, nie widziała Pani kawałka pizzy?

- A… czyli pługiem…to znaczy dawniej mówiło się pługiem, a teraz widocznie mówi się: „na pizzę”. A potem już zjeżdżałaś szybciej, tak?

-Tak - proszę Pani - potem jeździłam „na frytki”! – odpowiada z dumą dziewczynka.

Dlaczego przytaczam ten zabawny dialog?  Chcę pokazać, że za każdym słowem kryje się pojęcie, wyobrażenie tego, co to słowo oznacza.

W powyższym przykładzie jazda „pługiem” i jazda „na pizzę” oznacza dokładnie to samo, czyli ułożenie nart w odwróconą literę V, gdzie czubki nart kierujemy do środka, a ich tyły pozostawiamy szeroko rozsunięte. Natomiast trzymanie nart równolegle - do zjazdu -  oznacza jazdę „na frytki”. Słowo „pług” nie przemawia już do wyobraźni młodego pokolenia, a i z pojęciem „równoległy” mała dziewczynka może mieć problem, więc pomysłowy instruktor odwołał się do rzeczywistości znanej dziecku, jaką niewątpliwie w dominującej dziś „kulturze instant” stanowią ekspresowe posiłki w stylu „fast food”. Które bowiem dziecko nie trzymało w ręce kawałka pizzy lub nie jadło frytek?! A czy któreś miało okazję zobaczyć klasyczny pług?

Czasem wydaje się, że aby zachować wierność Objawieniu i Tradycji niczego w Kościele nie można zmieniać. Jednak pojawiają się nowe przekłady Biblii, tekstów liturgicznych (np. lekcjonarz), nowe wydania pism świętych i niektórzy burzą się, że jedne słowa zastępowane są innymi. I pojawia się dylemat, czy tak można? I czy nie lepiej pozostać przy starych sformułowaniach?

Nasz język jest uwarunkowany kulturowo, jest żywy. Pewne słowa wychodzą z użycia, inne zmieniają znaczenie. Na przestrzeni lat zmieniają się także zasady zapisu tych samych słów. To co dawniej było poprawne, dziś jest błędem językowym (stylistycznym, ortograficznym itp.). Dlatego potrzebujemy nowych przekładów, ale nie po to, żeby zmienić pierwotny sens myśli autora (w przypadku Biblii Autora – Ducha Świętego i autorów poszczególnych Ksiąg), ale właśnie go uwypuklić, żeby nowym słowem, bardziej zakorzenionym w doświadczeniu ludzi nowego pokolenia, wyrazić tę samą treść.

Spójrzmy na dialogi Jezusa z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie dotyczące postu, w przekładzie Ewangelii św. Łukasza wg. ks. Jakuba Wujka (podaję za Biblia-Online.pl):

„A oni rzekli do niego: Czemu uczniowie Janowi poszczą często i modlitwy czynią, także i Faryzeuszów, a twoi jedzą i piją?

5:34
Którym on rzekł: Zali możecie uczynić, żeby synowie oblubieńcowi pościli, póki z nimi jest oblubieniec?

5:35
Lecz przyjdą dni, gdy oblubieniec będzie wzięt od nich, tedy w one dni pościć będą.

5:36
A powiedał im też podobieństwo: Iż żaden płata od sukni nowej nie przyszywa do szaty starej, bo inaczej i nowe drze, i nie przystoi staremu płat od nowego.

5:37
I żaden nie leje wina nowego w stare statki, bo inaczej wino nowe rozsadzi statki i samo wyciecze, i statki się wniwecz obrócą,

5:38
ale nowe wino ma być lano w statki nowe, a oboje bywają zachowane.

5:39  A żaden pijąc stare, nie wnet chce nowego, bo mówi, lepsze jest stare.”

Najbardziej podoba mi się fragment o „statkach”, które dziś tłumaczone są na „bukłaki” Te ostatnie bardziej odpowiadają naszemu wyobrażeniu pojemnika ze skóry zwierzęcej, służącego do przechowywania napojów (wody, wina). Natomiast „statek” o tyle kojarzymy z płynem, że pływa po wodzie…

„Wino ma być lano w statki nowe” – dziś powiedzielibyśmy, że „ma być lane w nowe bukłaki”.

Oczywiście, w tej kwestii, nie da się dogodzić wszystkim, ponieważ są regiony w Polsce, w którym język mało ewaluował, są też różnego rodzaju regionalizmy i gwary. Przypomina mi się znów nieco zabawna historia, jak lata temu, wchodząc do zakrystii, zapytałam posługującą tam siostrę zakonną:

- Czy zastałam księdza X?

Na to siostra machnęła ręką:

- Księdza X? Był, ale już go ni ma. On to tak lato, i lato… (co miało wyrażać, że zaraz po odprawieniu Mszy Świętej pobiegł do innych obowiązków).

Poczułam, jakby czas się zatrzymał. Jednym zdaniem siostra przeniosła mnie do minionego wieku. I to też jest jakieś bogactwo w Kościele. Prawdopodobnie, nawet nie znając Biblii Tysiąclecia, siostrzyczka, mogłaby czytać Wujka w oryginale i doskonale go rozumieć! Ja inaczej, muszę znać nowszy przekład Biblii, żeby zrozumieć Wujka!

Reasumując,  stare i nowe przekłady natchnionych tekstów są skarbem Kościoła, świadczą o Jego ciągłości, Jego trwaniu przez wieki i jednocześnie są świadectwem żywotności Słowa Bożego, które dopiero wtedy pozostanie żywe w naszych sercach i będzie miało moc przemiany serc, jeśli pozostanie dla nas zrozumiałe. Dlatego ojcowie tj. pasterze Kościoła winni sięgać do całego bogactwa tego skarbca, wydobywać z niego „rzeczy stare i nowe” (por. Mt 13,52) i cierpliwie tłumaczyć wiernym. I dotyczy to zarówno dość oczywistego faktu, aby poprzez Nowy Testament i w Jego Duchu – to jest w Duchu Świętym -  odczytywać Stary Testament, ale także wykorzystywać całe bogactwo wcześniejszych i nowszych przekładów Biblii. „Stare” nie traci nic na znaczeniu, „nowe” czyni „stare” bardziej zrozumiałym!

Nie inaczej jest z pismami świętych, z tą jednak różnicą, że teksty te, chociaż zostały zatwierdzone przez odpowiednie kościelne kongregacje - i to często dopiero za którymś z kolei razem, częściej lądowały najpierw na kościelnych indeksach ksiąg zakazanych - to jednak nadal istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie zostaną należycie odczytane, to znaczy istnieje większe ryzyko, że przy próbach wyjaśniania, tłumaczenia, zastępowania nowymi określeniami zgubimy, bądź wypaczymy ich pierwotny sens. Na tym zabiegu najbardziej mogą ucierpieć teksty mistyków, ponieważ nie mieszczą się one w obowiązujących paradygmatach naukowych. Dlatego uważam, że lepiej jest pozostawić tekst źródłowy bez zmian, co najwyżej opatrzyć stosownym komentarzem, czy wyjaśnieniem.

Osobiście znam lekarzy – psychiatrów i psychoterapeutów, którzy „Dzienniczek” siostry Faustyny, z całą pewnością zakwalifikowaliby do dziedziny psychopatologii, a samą świętą siostrę uznaliby za chorą schizofreniczkę. Jeżeli psychiatra jest osobą wierzącą, to z dużym prawdopodobieństwem, nie zaprzeczy świętości Faustyny, ale nadal posługując się wiedzą medyczną, będzie twierdzić, że chociaż jest świętą, to jednak jej widzenia to urojenia chorego umysłu. Oczywiście nie utożsamiam się z takim twierdzeniem. Uważam, że nie można kategoriami naukowymi (a taką są klasyfikacje chorób psychicznych) wyjaśniać działania Boga w duszy człowieka tj. uczestniczenia w łasce Boga rozumianej jako samoudzielenie się Boga człowiekowi. Jest to pomieszanie dwóch różnych, komplementarnych wprawdzie, ale odmiennych ścieżek poznania: rozumowego (kieruje się ono prawami natury) oraz poznania przez wiarę (jest ponadnaturalne, wykracza poza czysto ludzkie możliwości poznania, jest darem Boga, który włącza człowieka w wewnętrzne życie Boga). I nie jest to - jak chcieliby niektórzy lekarze i specjaliści - tylko kwestia języka (w znaczeniu, że językiem teologicznym siostra opisywała to, co we współczesnej  psychiatrii nazywa się np. omamami, czy urojeniami), ale kwestia ontologiczna, ponieważ dotykamy dwóch istotowo różnych rzeczywistości. Tak ujmował ten problem Karol Wojtyła w „Rozważaniach o istocie człowieka” (wyd. WAM, 1999, str. 121-125) mówiąc o „nowej wiedzy i nowej miłości, która rodzi się w człowieku z „nasienia” Bożego jakim jest łaska uświęcająca”. I dalej mówiąc o łasce i cnotach boskich (teologicznych) stwierdza, że „są one wszystkie ścisłe tj. istotowo nadprzyrodzone. Znaczy to, że żadna przyrodzona władza ani dyspozycja duchowa naszej duszy nie wpływa na ich powstanie ani na ich wewnętrzny rozwój. Są one w nas, ale nie z nas, trwają i rozwijają się na prawach osobowego życia, jakby przejawy nowego nadprzyrodzonego organizmu, który zaszczepiony naszej duszy w małym zarodku, zdolny jest potężnie w niej rozróść się i dojrzeć. Sam Bóg niejako wlewa (…) nam te cnoty obdarzając nas (…) nadprzyrodzoną zasadą życia, którą stanowi łaska uświęcająca. Mówiąc o cnocie nadprzyrodzonej miłości, „o pragnieniu dobra Boga nie dla nas, ale dla niego Samego - głosił przyszły papież - żywimy wówczas dla niego pełnię podziwu i uwielbienia, staramy się, aby to się udzieliło innym (…). To wszystko zaś nie przez jakieś urojone procesy naszej przyrodzonej psychiki, ale właśnie przez uczestnictwo w owej miłości, którą On miłuje Siebie i wszystko w Sobie jako w najgłębszym dobru, w najgłębszym sensie wszelkiej miłości”. Cnoty boskie, dary Ducha Świętego, łaska uświęcająca to „rzeczywiste siły wewnętrzne, które wpływają bezpośrednio na bieg naszych przeżyć (…), w nowy sposób dzięki nim kształtuje się nasza świadomość”. One także znajdują konkretny wyraz w naszym życiu - uzdalniają nas do osobowego wzrostu i tej nowej, bo pochodzącej właśnie od Boga - miłości.

Czyż nie taka właśnie miłość stała się udziałem siostry Faustyny, kiedy pisała, że „jej Duch zatonął w Jego miłości, czuła jakby się rozpłynęła w Bogu i znikła w Nim, kiedy głęboki spokój zalewał jej duszę, a jej umysłowi udzieliło się dziwne zrozumienie wielu rzeczy, które przedtem były dla niej niezrozumiałe?” (por. Dz. 1048). Lub w chwilach, które zanotowała w Dzienniczku: „Jestem niezmiernie szczęśliwa, chociaż jestem najmniejsza i nie chciałabym zmienić nic tego, co mi Bóg dał. Nawet z Serafinem nie chciałabym się zamieniać, jakie mi daje Bóg wewnętrzne poznanie samego siebie (Jego samego). Moja wewnętrzna łączność z Bogiem jest taka, jakiej nikt ze stworzeń pojąć nie może; a szczególnie Jego głębia miłosierdzia, która mnie ogarnia. Jestem szczęśliwa ze wszystkiego co mi dajesz” – mówiła do swojego Oblubieńca (Dz.1049).

Mimo tych nadzwyczajnych łask i darów jej życie pozostawało pełne cierpienia. Była niezrozumiana przez niektórych spowiedników, którzy bali się ją spowiadać (por. Dz. 653), była upokarzana, jej teksty spotykały się z krytyką kapłanów, a ona pisała, że sam Pan Jezus brał ją w obronę (por. Dz. 1045). I dawał pocieszenie na różnorakie sposoby – na przykład otrzymała zapewnienie, że jej cierpienia rychło się skończą, a  nawet wizję własnej kanonizacji (por. Dz. 1044).

Tylko dzięki całkowitemu posłuszeństwu Bogu i Jego łasce stała się zaczynem miłosierdzia w sercach ludzi całego świata.

Bóg działa w naszym życiu poprzez swoje Słowo (Pismo Święte), działa poprzez pisma swoich apostołów i proroków (Jan Paweł II,  święta siostra Faustyna i inni), działa bezpośrednio w duszach tych, którzy przez wiarę w Niego otwarli swoje serca na Jego łaskę. W tych dniach Wielkiego Postu poświęćmy trochę czasu na modlitwę (służą temu nabożeństwa pokutne), na medytację, przeczytajmy choć małe fragmenty natchnionych pism. Niech Słowo Bożej Prawdy przenika nasze serca i pozwoli nam śmiało stawić czoła różnym fałszywym prorokom naszych czasów.

 

Ostatnio dodane

Polecam

Bądź na bieżąco