Refleksje
XXV Dzień Papieski
dodane 2025-10-15 23:19
Za nami XXV Dzień Papieski, związany bezpośrednio z rocznicą wyboru naszego rodaka na Stolicę Piotrową. Wśród licznych konkursów, pielgrzymek, koncertów, festynów organizowanych na cześć świętego Jana Pawła II warto także pochylić się nad Jego nauczaniem, które jest na tyle ponadczasowe i prorocze, że nadal jest aktualne i wyznacza kierunek w rozwiązywaniu problemów współczesnego świata.
Zastanawiałam się, co wybrać z bogactwa nauczania Jana Pawła II, na dzisiejszy czas. Z pomocą przyszedł papież Leon XIV, który podczas Międzynarodowego Kongresu Filozoficznego zwrócił uwagę - cytuję za Vatican News - „na zagrożenie umniejszania refleksji racjonalnej, gdyż mogłoby to szkodzić wierze chrześcijańskiej”. Wobec nieufności do filozofii, Leon XIV przypomniał słowa św. Augustyna: „Kto uważa, że należy całkowicie unikać filozofii, ten po prostu zakłada, że nie powinniśmy kochać mądrości” (De ordine, I, 11, 32). Jednocześnie papież przypomniał błędne twierdzenia prowadzące do przekonania, że jedynie rozum i wola wystarczą, aby osiągnąć prawdę. I zachęcił, aby wierzący wchodzili w dialog – w świetle Pisma Świętego – z propozycjami różnych szkół filozoficznych”. Następnie zaś przywołał słowa Jana Pawła II: „Ścisły związek między mądrością teologiczną a wiedzą filozoficzną jest jednym z najbardziej oryginalnych bogactw chrześcijańskiej tradycji w zgłębianiu objawionej prawdy” (Fides et ratio, nr 105).
Powyższe cytaty pochodzą z artykułu, ks. Marka Weresa, pt: „Leon XIV: wiara i rozum wzajemnie się wspierają i uzupełniają” , opublikowanym przez Vatican News.
I chociaż obecnie nie pochylę się nad zacytowaną powyżej encykliką papieską, (czytałam ją dość dawno), to jednak spróbuje podzielić się moim rozumieniem „Posłania Jego świątobliwości Ojca św. Jana Pawła II do ojca George’a V. Coyne’a Dyrektora Obserwatorium Watykańskiego” (1988r), w którym papież poświęca uwagę badaniom „rozlicznych związków, istniejących pomiędzy teologią, filozofią i naukami przyrodniczymi”. Od razu zaznaczam, że nie zamierzam streszczać całego dokumentu, ale przedstawić te fragmenty, które mnie osobiście zaintrygowały. Spróbuje je niejako na nowo odczytać, w świetle współczesnych trendów kulturowych.
Jan Paweł II zwraca uwagę na fakt, że zarówno Kościół jak i Akademia (społeczność akademicka, ludzie nauki) istnieją jako główne instytucje w obrębie ludzkiej cywilizacji i kultury światowej. W tym znaczeniu nadają kierunek ludzkiej myśli i działaniom. I chociaż na przestrzeni wieków bywały okresy, że instytucje te popierały się wzajemnie, ale bywało też, że wchodziły między sobą w „szpecące obie historie konflikty”.
Papież opisuje świat – pamiętamy, że jest to świat lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia - jako mocno rozbity na fragmenty, na drobne części i obserwuje ten problem nie tylko pomiędzy krajami, rasami, religiami, ale także w obrębie społeczności akademickiej, w której utrzymuje się „separacja pomiędzy prawdą a wartościami, zaś izolacja kultur – naukowej, humanistycznej i religijnej – czyni wspólny dyskurs trudnym, jeśli czasami, nawet niemożliwym”.
W czym Jan Paweł II upatruje lekarstwo na pokonanie powyższych problemów i wrogości?
Po pierwsze we wzajemnej otwartości, stawianiu sobie wspólnych celów i zadań – w obrębie wspólnot akademickich pomocna staje się „głęboka świadomość, że intuicja i osiągnięcia jednych są zawsze ważne dla rozwoju innych”. Po drugie w budowaniu wspólnoty (np. pomiędzy wspólnotą naukową a ludźmi Kościoła), która „zmierza ku pewnemu rodzajowi jedności, która przeciwstawia się uniformizacji, a swój smak znajduje w różnorodności. Tego rodzaju wspólnota jest określana przez wspólny sens i sposób rozumienia, który rodzi poczucie wzajemnego powiązania”.
Zwłaszcza wspólnotom chrześcijańskim papież przypomina słowa świętego Pawła: „Bóg w Chrystusie pojednał świat ze Sobą” (2 Kor 5,19) nawołując, do tego, że „jesteśmy wezwani do pojednania istot ludzkich, jednych z drugimi i wszystkich z Bogiem. Zobowiązanie to wynika z prawdziwej natury Kościoła”.
W kontekście tych słów świętego Jana Pawła II zróbmy mały rachunek sumienia. Czy my poprzez nasze słowa (felietony, publikacje, listy, wpisy na stronach internetowych, blogach itp.) naprawdę dążymy do jedności? Może właśnie teraz, w dobie globalizacji, rozwoju Internetu, olbrzymich możliwości technologii cyfrowych (AI, media społecznościowe itp.) bardziej widocznym staje się nasz wzajemny podział w obrębie wspólnot Kościoła, oraz podział pomiędzy środowiskiem nauki a Kościołem? Jest to wyraźnie widoczne, kiedy ktoś czytając różne katolickie strony internetowe, otrzymuje sprzeczne informacje o Kościele i pozostaje w zagubieniu dotyczącym tego, czym właściwie jest Kościół, jaką drogą ma iść, kogo słuchać, kto w kwestiach spornych ma rację? A ów spór pomiędzy władzami oświaty, a Kościołem, który przetoczył się przez mass media, dotyczący wprowadzenia do szkół nowego przedmiotu tzw. edukacji zdrowotnej? Pytanie oczywiście pozostawiam otwarte i bez odpowiedzi. Czy jednak wszyscy w tym sporze „zaczęli mówić na poziomie głębszym, niż dotychczas, i z większą otwartością na perspektywy innych”? Czy było to „wspólne poszukiwanie, oparte na krytycznej otwartości i wymianie”? O to pyta nas święty Jan Paweł II.
Oczywiście papież nie jest idealistą, a jego wypowiedzi nacechowane są realizmem, dlatego stwierdza, że: „Przy całym otwarciu pomiędzy Kościołem i wspólnotą naukową, nie należy spodziewać się, że między teologią i nauką powstanie dyscyplinarna jedność podobna do tej, jaka istnieje w obrębie danej dziedziny naukowej czy też w obrębie samej teologii”. I tu mała dygresja. Myślę, że obecnie, nawet w teologii nie ma jedności – powstało wiele szkół teologicznych, czemu już w 2006r dał wyraz Benedykt XVI w swoim Testamencie (publikacja w 2022r) krytykując na gruncie teologii pokolenie liberałów, pokolenie egzystencjalistów i pokolenie marksistów. Tak jak jest wiele filozofii (w dużym skrócie nauk o świecie), tak często idąc za tymi koncepcjami powstaje wiele teologii (nauk o Bogu) oraz wiele psychologii (nauk o człowieku). Nie wszystkie dają się pogodzić z chrześcijaństwem.
W swoim „Posłaniu…” Jan Paweł II odwoływał się do nauk przyrodniczych (fizyka i biologia), które wchodziły w dialog z teologią. Dziś zdaje się, że najwięcej punktów styku jest pomiędzy teologią a psychologią, która jako bardzo rozwijająca się dziedzina wiedzy opanowała umysłowość dzisiejszego człowieka, i z dużą siłą wdarła się także na uniwersytety teologiczne. Jest wielu księży – rekolekcjonistów, którzy korzystają z bogactwa psychologii. Niektórzy z nich otwarcie przyznają, że sami w różnych okresach swojego życia korzystali z pomocy psychologicznej lub przeszli psychoterapię. Kapłani dodatkowo studiują psychologię i nauki pokrewne (pedagogika, socjologia, seksuologia itp.), co sprawia, że mamy już księży – psychologów, księży – psychoterapeutów itp. Oczywiście nie ma w tym nic złego. Sam papież Jan Paweł II zachęcał, aby w formacji do kapłaństwa położyć nacisk na studium filozofii oraz szeroko rozumiane „nauki o człowieku”, które „sprzyjają w głębszym zrozumieniu człowieka oraz zjawisk i kierunków rozwoju społecznego i pomagają przyszłemu kapłanowi naśladować „osadzenie we współczesności”, które znamionowało ziemskie życie Jezusa. „Chrystus — mówił Paweł VI (cytowany przez Jana Pawła II) — stał się współczesny ludziom swojej epoki i mówił ich językiem. Wierność wobec Niego wymaga utrzymania tej więzi ze współczesnością” (por. Patores Dabo Vobis, 52). Z jednej zatem strony studiowanie psychologii sprawia, że kapłan staje się bardziej ludzki, a jego posługa pasterska – jak głosił Jan Paweł II - bardziej „wcielona”, z drugiej jednak strony istnieje niebezpieczeństwo - to już moja uwaga - że zafascynowanie psychologią sprawi, że zacznie on absolutyzować tę dziedzinę wiedzy, i nie tylko - co byłoby uprawnione - używać modeli psychologicznych do wyjaśnienie niektórych prawd teologicznych, co redukować teologię, która „wywodzi się z wiary i chce prowadzić do wiary” do li tylko wymiaru psychologicznego.
W tym kontekście chyba jeszcze z większą mocą niż kiedyś wybrzmiewa pytanie Jana Pawła II o integralność nauki i religii. „Czy społeczność religii świata, włączając Kościół – pytał Jan Paweł II - jest gotowa do nawiązania bardziej bezkompromisowego dialogu ze wspólnotą naukową, dialogu, w którym utrzymana byłaby zarówno integralność nauki i religii, jak i realizowałby się postęp każdej z nich?” Papież wzywa do budowania kultury wymiany, sprzeciwiając się wszystkim, którzy tkwią w okopach własnej fragmentarycznej wizji świata. Zachęca do budowania mostów i poszerzania swoich perspektyw.
Jan Paweł II widzi rozwiązanie w dążeniu do jedności, ale – jak głosi - „jedność której poszukujemy nie jest identycznością”.
„Kościół nie proponuje nauce by stała się religią, ani religii, by stała się nauką. Przeciwnie, jedność zawsze zakłada różność i integralność swoich elementów. Żaden z tych elementów nie powinien się umniejszać, ale stawać się coraz bardziej sobą w dynamicznej wymianie, ponieważ jedność, w której jeden z elementów jest redukowany do drugiego, jest destruktywna, fałszywa w swych obietnicach harmonii i rujnuje integralność swych składników. Jesteśmy wezwani do stania się jednym. Nie jesteśmy wezwani do stania się jedni drugimi.”
`W powyższym kontekście, nie należy bać się, ani negować wiedzy psychologicznej, ale też psychologia nie może zastępować religii. Nie wolno absolutywizować jej osiągnięć.
Może podam parę konkretnych przykładów. Kapłan – psycholog prowadzi wykład o spowiedzi. Całość rozważań sprowadza do wymiaru relacji pomiędzy spowiednikiem, a penitentem omawiając ten aspekt w duchu analizy transakcyjnej Ericka Berne’a i analizuje zachodzącą w konfesjonale komunikację przez pryzmat trzech stanów Ja: Rodzica, Dorosłego i Dziecka. Dużą część wykładu poświęca transakcjom krzyżowym, w których jedna osoba w transakcji nie odpowiada potrzebom i oczekiwaniom drugiej. Na przykład spowiednik jest wymagającym i krytycznym „Rodzicem”, a penitent oczekiwał precyzyjnego wyjaśnienia omawianych w konfesjonale kwestii z pozycji „Dorosłego”. Innym razem penitent jest „Dzieckiem”, którym trzeba się zaopiekować, a spowiednik nie jest „Opiekuńczym Rodzicem”, tylko „Dorosłym”, który na chłodno analizuje fakty i wyciąga wnioski. Informując o tych niedogodnościach kapłan radzi, by na przyszłość wybierać spowiednika, który bardziej spełni nasze oczekiwania … Oczywiście nie można negować ludzkiego wymiaru spowiedzi, bo dokonuje się ona w relacji międzyludzkiej, ale czy takie przedstawienie tematu nie prowadzi do umniejszenia Sakramentu Pojednania? Czyż ów sakrament w najgłębszej swej istocie nie pozostaje zawsze działaniem Boga w duszy człowieka? Łaską, daną nam darmo od dobrego Ojca, który w Jezusie Chrystusie, który „pojednał świat ze sobą” ofiarowuje nam grzesznym ludziom (a konkretnie grzesznemu człowiekowi, który skruszony wyznaje kapłanowi swoje grzechy) pokój, przebaczenie i odpuszczenie grzechów? Dokonuje się ono w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Ale o tym kapłan już nie wspomina, czyli w swoich rozważaniach o spowiedzi pomija wszystko co jest jej istotą!
Innym razem podczas rekolekcji, bądź też filmów nagrywanych przez medialnych duszpasterzy całkowicie pomija się kwestię „zaparcia się siebie”, „niesienia krzyża”, na rzecz fałszywie rozumianego dobrostanu psychicznego, subiektywnego poczucia szczęścia, empatycznych relacji, tak jakoby wszystko, co powyżej było bardziej „atrakcyjne”- jak słodkości opakowane w kolorowe papierki - aniżeli ofiarowane nam przez Chrystusa zbawienie.
Oczywiście ten prymat psychologii jest widoczny nie tylko w relacji do teologii, ale też w innych wymiarach ludzkiego życia. Poniżej fakt autentyczny - mąż i ojciec wielodzietnej rodziny pracuje w korporacji, która zatrudnia kadrę psychologów. Zgodnie z interesem firmy psycholodzy prowadzą szkolenia coachingowe, stawiając sobie za cel rozwój firmy. Po odbytym szkoleniu ów mąż i ojciec podejmuje bardzo świadomą decyzje porzucenia swojej rodziny, ponieważ w toku szkolenia dowiaduje się jak bardzo rodzina ogranicza jego rozwój zawodowy, stając się przeszkodą w realizacji kolejnych szczebli zawodowej kariery. Stawia na samorozwój, poświęcając w jego imię dobro swojej żony i dzieci. Czy kiedyś przyjdzie refleksja, że w tym systemie stał się trybikiem zmanipulowanym przez zarząd, któremu wcale nie zależy na pracowniku, tylko na wydajności i efektach ekonomicznych swojego przedsiębiorstwa?
Ludzie zachłystują się psychologią i jej osiągnięciami, ale człowiek to nie tylko sfera psychofizyczna, ale też sfera duchowa, dlatego żadna psychologia nie ma mocy sprawczej, by wypełnić serce człowieka i zaoferować pełną odpowiedź na pytania nurtujące serce człowieka. Tę odpowiedź można znaleźć jedynie w Bogu – w Osobie Jezusa Chrystusa, któremu „zależy na nas” (por. 1P 5,7). Nikomu tak bardzo nie zależy na nas, jak Jemu, który w każdych okolicznościach życia, chce nas obdarzyć Miłością!
Jan Paweł II we wspomnianym przeze mnie „Posłaniu…” wyznacza cel ludzkich dążeń. Są nimi zrozumienie, jedność i miłość. Jawią się one jako cel Ewangelii i owocują w naszym życiu radością i szczęściem.
Postawmy zatem za Janem Pawłem II jeszcze raz to pytanie: „Do czego zatem nawołuje Kościół mówiąc o jedności pomiędzy nauką i religią?” I papież daje odpowiedź – obie te dziedziny powinny osiągnąć zrozumienie. Teologia (definiowana jako „wysiłek wiary szukającej zrozumienia”) może powoływać się na odkrycia nauki, ale „nie ma przyjmować bez żadnej różnicy każdej nowej teorii filozoficznej, czy naukowej. Lecz o ile odkrycia te stają się częścią intelektualnej kultury danego czasu, teologowie muszą je rozumieć i potrafić ocenić ich wartość jako środków do ujawniania tych możliwości ukrytych w wierze chrześcijańskiej, które dotychczas pozostawały niezauważone”.
I co ważne – „chrześcijaństwo posiada źródło swojego usprawiedliwienia w sobie”, natomiast „nauka musi zaświadczyć o swej własnej wartości”. Co to dziś dla nas oznacza w dobie rozwoju np. nauk o ludzkim mózgu (neurobiologii, neuropsychologii itp.)? Czy mamy bezkrytycznie przyjmować wszystkie osiągnięcia tych nauk? Nie. Mamy oceniać ich wartość, poddawać je krytycznej analizie i refleksji oraz ewentualnie wykorzystywać nowe modele naukowe do lepszego ukazania zagadnień wiary. Kryterium natomiast prawdy jest Osoba Jezusa Chrystusa i światło Objawienia zawarte w Piśmie Świętym. Nasze poglądy oparte o treść Objawienia nie wymagają uzasadnienia bo za nami, stoi Mądrość Boża, która zawsze przekracza wszystkie osiągnięcia nauki. Te ostatnie przemijają, a niekiedy okazują się jedynie teoriami filozoficznymi, ideologiami i pseudonaukami (jak na przykład sprzeciwiająca się osobowej godności człowieka genderowska koncepcja płci uderzającą w tożsamość płciową i niezgodna z zamysłem Boga dotyczącym kobiety i mężczyzny). Aby uniknąć błędów nauka powinna być włączona w szerszy horyzont sensu i wartości. Naukowcy muszą także zrozumieć, że „ich odkrycia nie są w stanie zastąpić poznania ostatecznej prawdy”.
Pisząc to nie mam na celu uderzenia ani w naukowców, ani tym bardziej w psychologów, czy zainteresowanych psychologią kapłanów. Uważam jedynie, że trzeba nauce (w tym psychologii) jako dziedzinie ludzkiej wiedzy wyznaczyć odpowiednie miejsce i rozsądne granice. Nie negując jej osiągnięć, jednocześnie uznać jej niewystarczalność w wielu dziedzinach ludzkiego życia. Można cieszyć się z faktu, że Freud odkrył całą sferę nieświadomości człowieka, ale jednocześnie trzeba uznać, że człowiek to nie tylko sfera nieokiełznanej popędowości, która determinuje ludzkie życie. Człowiek to także rozum i wolna wola, a przede wszystkim nieśmiertelna dusza, która może otworzyć się na Bożą łaskę.
Świetnie, że coraz więcej mówi się o neuroróźnorodności akcentując różnice pomiędzy ludzkimi umysłami i dostrzegając, że ludzie różnią się między sobą w rozwoju i funkcjonowaniu mózgów. Różnice te przejawiają się w funkcjonowaniu umysłowym, poznawczym, w obszarze komunikacji, zachowania, zainteresowań umiejętności nawiązywania społecznych relacji, sposobów uczenia się, samoregulacji emocji itp. Może dobrze, że odkryto te różne obszary ludzkiej wrażliwości, ale znów trzeba zauważyć, że nawet osoby będące w spektrum autyzmu mogą wnieść wiele w ludzką społeczność ze względu na swój unikatowy sposób widzenia świata.
A łaska Boża buduje także na ludzkiej wrażliwości. Pamiętam bardzo dobrą homilię wygłoszoną w Sanktuarium Ecce Homo w Krakowie, przez zaproszonego kapłana (niestety nie znam z imienia i nazwiska), który porównał ze sobą dwóch ludzi żyjących w tym samym czasie. Dwóch mężczyzn o wielkiej wrażliwości. Jednym z nich był Adam Chmielowski (Brat Albert), drugim urodzony rok wcześniej Friedrich Nietzsche. Pierwszy powstaniec styczniowy oraz artysta – malarz, który długo poszukiwał swej życiowej drogi, a po pobycie w Zakonie Jezuitów przeszedł załamanie nerwowe i dopiero pełne powierzenie Bogu swojej drogi, która była służbą ubogim doprowadziła go na szczyt świętości. Drugi, który w swej wrażliwości odrzucił Boga i chrześcijaństwo (wprowadził do filozofii koncepcję nadczłowieka, woli mocy itp.) umarł obłąkany, tracąc kontakt z rzeczywistością. Jak brat Albert stał się dla wielu biedaków błogosławieństwem, tak teoria filozoficzna Nietzschego wykorzystana przez nazistów wydała owoce śmierci i cierpienia.
Bóg jest w stanie uczynić piękne rzeczy w naszym życiu jeśli z pokorą oddamy pod Jego władzę – a jest to władza Miłości - nasze serca. Dla Niego bowiem nie ma nic niemożliwego!
Dlatego kończąc odwołam się do myśli Benedykta XVI z Testamentu, który pisał:
„Trwajcie mocno w wierze! Nie dajcie się zwieść! (…) Widziałem i widzę, jak z plątaniny hipotez wyłaniała się i znów wyłania rozumność wiary. Jezus Chrystus jest naprawdę drogą, prawdą i życiem - a Kościół, ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami, jest naprawdę Jego ciałem”. Cieszmy się, że wraz ze świętymi w niebie jesteśmy częścią tej wielkiej społeczności! I cieszmy się, że mamy wielu świętych Pasterzy, którzy w życiu i po śmierci nadal prowadzą nas do Chrystusa!